Czas Apokalipsy

Miesiąc po trzęsieniu ziemi odwiedził pan Haiti…

– Jestem członkiem Rady Europy, odpowiedzialnym za prace związane m.in. z problemem migracji, a ponieważ odwiedziłem ten kraj przed ćwierćwieczem i niepokoił mnie problem haitańskich uchodźców, nie mogłem bezczynnie siedzieć w fotelu i zbierać informacje z mediów. Doniesienia z zewnątrz mogą być czasem przerysowane, dają przy tym mylne wnioski. Pamiętając o starym chińskim przysłowiu: „lepiej zobaczyć niż sto razy usłyszeć”, spontanicznie wsiadłem w samolot i poleciałem zobaczyć, co się tam dzieje. Zacząłem od spotkania z Nuncjuszem Apostolskim na Dominikanie abp. Józefem
Wesołowskim, który z ramienia Watykanu, kiedy Haiti straciło łączność ze światem, koordynował tam działania kościoła. Śmierć arcybiskupa Port-au-Prince, wielu kapłanów i sióstr to niepowetowana strata dla Kościoła.

Jak Rada Europy może pomóc Haiti?

– My nie mamy pieniędzy, to Unia je ma. Rada Europy, której organem jest Trybunał w Strasburgu, zajmuje się rozwojem demokracji i dbaniem o przestrzeganie praw człowieka. To, co możemy zrobić, to podjąć inicjatywę, która doprowadzi do odbudowy zniszczonych tam gmachów publicznych z unijnych środków. Według mnie priorytetami są: szpitale, stacje uzdatniania wody i szkoły. Za chwilę przyjdzie pora deszczowa, trzeba pomyśleć o miejscach noclegowych dla ludzi, którzy koczują pod gołym niebem. Nie wszyscy mają do dyspozycji przyzwoite namioty, większość śpi pod prowizorycznymi daszkami
z dykty czy blachy falistej. Należy też szybko pomyśleć o odbudowie siedziby parlamentu, który także został zrównany z ziemią.

Jako naoczny świadek skutków tej tragedii, jak pan ocenia jej rozmiar?

– Bez wątpienia jest to obok tsunami z 2004 r. największy kataklizm tego stulecia. Jedno wielkie zwałowisko gruzu. Wszystkie ważniejsze budynki zostały doszczętnie zniszczone, nawet siedziba placówki ONZ, w której zginął jej szef. Żywioł oszczędził kilka ambasad, w tym USA i Wenezueli.

Na co pan zwrócił szczególną uwagę w czasie swojej misji?

– Poruszanie się w tym chaosie było utrudnione. Moim przewodnikiem był Haitańczyk, który wcześniej pomagał w odgruzowywaniu i pokazał mi miejsca, do których dotarcie jest uciążliwe. Mimo że minął miesiąc, widziałem jeszcze w gruzach ciała. Porządkowanie terenu jeszcze trwa. To pokazuje olbrzymi
rozmiar tych zniszczeń.

Jak tam wygląda pomoc?

– Na Haiti, jeszcze przed trzęsieniem ziemi, stacjonowały wojska ONZ – stąd płynie duża pomoc. Jej skala w sensie geograficznym jest znaczna. Największej pomocy udzielają jednak Kanadyjczycy i Amerykanie, którzy m.in. natychmiast wysłali dwa ogromne statki-szpitale stacjonujące na redzie. Na obrzeżach miasta spontanicznie stanęły tysiące namiotów, ale to i tak jest mało. Część z nich przekazali Amerykanie, i to są porządne namioty. W centrum można już zobaczyć namiotowe slumsy. Są to prymitywne osłony ze szmat, gdzie podłogą jest goła ziemia. Sami Amerykanie podczas akcji charytatywnych zebrali blisko 2 mld dol., ale same pieniądze nie wystarczą. To nie może być jednorazowa zapomoga. Pomoc musi być perspektywiczna, rozłożona na kilka lat, bo oprócz odbudowy infrastruktury, trzeba tym ludziom stworzyć warunki do rozwoju.

Czy do pana komisji w Radzie Europy docierają jakieś sygnały o zwiększonej migracji Haitańczyków?

– Tak. Na Dominikanie, gdzie żyje 10 mln ludzi, jeszcze przed trzęsieniem ziemi zanotowano milion nielegalnych Haitańczyków. Podejrzewamy, że ta liczba drastycznie wzrośnie. Przypomnę, że Haiti liczy 9 mln mieszkańców. Problem migracji uchodźców na tym obszarze był zawsze duży, teraz będzie jeszcze większy.

Czy w zachowaniu ludzi zauważył pan coś szczególnego?

– Z pewnością są to religijne obrzędy voodoo mające korzenie afrykańskie. Ulice są pełne korowodów. W kontekście uroczystości religijnych ludzie organizują masowe marsze. Idą przez miasto, śpiewając i wykrzykując hasła wzajemnego wsparcia.

Jakie inicjatywy podjął pan w związku z wizytą na Haiti?

– Złożyłem w Sejmie oświadczenie krytycznie oceniające pomoc polskich władz dla Haitańczyków i wystąpiłem do rządu z interpelacją w tej sprawie. Warto, aby polskie uczelnie ufundowały stypendia dla haitańskich studentów, a przedsiębiorstwa zaoferowały staże. Ponadto chciałbym doprowadzić do tego, żebyśmy chociaż w części złożyli się na odbudowę parlamentu i może innych ważnych budynków. Widok gruzów jest przytłaczający. To jest biedny i maleńki kraj, liczący 28 tys. km2, czyli niewiele więcej niż województwo warmińsko-mazurskie czy lubelskie. Tam są głównie góry. Lasów nie ma, ponieważ Francja w zamian za uznanie niepodległości Haiti nałożyła na ten kraj ogromną kontrybucję. Dług wobec
Francuzów został spłacony dopiero po wielu latach. Żeby wypełnić swoje zobowiązania wobec Francji, masowo wycinano drzewa – dziś lasy stanowią tam tylko 5 proc. obszaru kraju. W konsekwencji doprowadziło to ten kraj do zubożenia, z którego wciąż nie może wyjść. Nie wszyscy wiedzą, że Haiti uzyskało niepodległość w 1804 r. jako pierwsze państwo w Ameryce Łacińskiej, w dużej mierze dzięki wysłanym tam przez Napoleona polskim żołnierzom. Ich misją było tłumienie powstania antyfrancuskiego, tymczasem część z nich przeszła na stronę buntowników.

Dziękuję za rozmowę.

źródło: Eurogospodarka 3/2010
 

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Wpływ konfliktu na ukraińskie płace

Od stycznia br. siła nabywcza ukraińskich pensji spadła średnio...

„Chcę wyjechać na wieś…”

Po raz kolejny zmalała liczba ludności kraju – tym...

Chiny wyprzedziły USA!

Jak stwierdzono w raporcie MFW, opublikowanym 7 października br.,...

Fundusz Senioralny

Pieniądze można dostać z Gdańskiego Funduszu Senioralnego przeznaczonego dla...