Kilka twarzy krachu

Kiedy jeszcze kilka lub kilkanaście lat temu jeździliśmy odpocząć na greckie wyspy lub odwiedzaliśmy piękne, kontynentalne, greckie miasta, mało kto z nas przypuszczał, że w ciągu dekady, kraj ten z raju przeistoczy się w ruinę. Nikt nie podejrzewał, że ludzie będą masowo tracić pracę, a na ulice wypłyną anarchistyczne nastroje spowodowane strachem przed przyszłością.
Zazdrościliśmy południowcom pełnego luzu, wydawało się nam, że ich życie toczy się spokojnie, szczęśliwie i beztrosko. Przecież tam zawsze świeci słońce. Niestety, w ostatnich latach los południowców się odmienił. Czytamy o kryzysie w Grecji, o trudnej sytuacji we Włoszech czy załamaniach w Hiszpanii. Za postępujący kryzys w strefie euro obwiniane są głównie kraje południowe. Czy Grecja stała się piekłem?
Niedobrze jak za dobrze
Geneza greckiego kryzysu jest złożona. Kiedy w 2008 roku, na Wall Street wybuchł jeden z największych kryzysów w świecie finansów, niewielu się spodziewało, że odbije się on również tak mocnym echem na rynkach europejskich. Nie stało się to oczywiście tylko za sprawą sytuacji Stanów Zjednoczonych. Czynników było wiele. Grecki kryzys, który pokazał swoje pazury w 2010 roku, rozwijał się już dużo wcześniej. Można mu było co prawda zapobiec lub zmniejszyć jego rozmiar, gdyby nie zbyt naiwne podejście greckich rządzących, a także samej Unii Europejskiej. Obecnie Grecja ma ponad 300 mld euro długu, co wynosi prawie 180 proc. greckiego PKB. Dla porównania, w Polsce dług przy podobnym modelu wyliczeń wynosi 50,8 proc.
Objęcie władzy przez populistyczną Koalicję Radykalnej Lewicy premiera Aleksisa Tsiprasa w 2015 roku, było efektem niechęci Greków do reform. Ale i Koalicja Radykalnej Lewicy zrozumiała, że reformy są konieczne i przeprowadziła je wbrew protestującym obywatelom. Zwiększenie podatku dochodowego i obniżka świadczeń emerytalnych pozwoliła zaoszczędzić miliardy euro. Spadek jakości życia jest widoczny, a bezrobocie na początku poprzedniego roku wynosiło prawie 26 proc. i było największe w Unii Europejskiej. Pod koniec maja bieżącego roku ministrowie finansów strefy euro zgodzili się na przesłanie Grecji następnej transzy pomocowej. Tym razem w wysokości 10,3 mld euro, z czego 7,5 mld zostało przesłane w czerwcu. Ustalenia Eurogrupy z sierpnia 2015 roku dopuszczają w ciągu trzech lat pomoc maksymalnie w wysokości 86 mld euro. Wierzyciele Grecji, tzw. trojka, czyli Unia Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Europejski Bank Centralny, za każdym razem podkreślają, że wypłata wszystkich transz zależy od podejmowanych przez zadłużone państwo reform i czynionych oszczędności. Suma greckich długów, czyli tych spoczywających na rządzie, bankach, firmach i obywatelach, wynosi w tym momencie ponad 730 mld euro. Mówi się, że pomoc dla Grecji przyjmowana w różnych formach wyniosła, licząc od 2010 roku, ponad 300 mld euro. Jest to ponad 35 razy więcej niż Niemcy dostały po II wojnie światowej.
Socjal jak kamień u szyi
Problem Greków zaczął się od momentu wprowadzenia ekspansywnej polityki fiskalnej w latach 70. XX wieku i eskalował aż do chwili wejścia Grecji do strefy euro. Ekspansywna polityka Greków to głównie bardzo wysokie świadczenia socjalne, niestabilny system emerytalny oraz przeróżne subsydia, dotacje i dodatki płacowe. Jeszcze kilka lat temu stosowane były absurdalne bonusy do greckich płac. Przykłady można wyliczać bez końca. Za mycie rąk Grecy dostawali nawet 420 euro miesięcznie, za brak spóźnień – 600 euro. Co więcej, mogli otrzymywać 15-proc. dodatek za pracę przy komputerze. Powszechnie też dawano trzynastkę i czternastkę z okazji świąt Wielkanocnych i Bożego Narodzenia.
Falstart do strefy euro
Przyczyny greckiego kryzysu związane są też z za słabo przygotowaną do wprowadzenia nowej waluty gospodarką. Grecja dopiero w 2001 roku, po 20 latach bytowania w Unii Europejskiej, przyjęła wspólną, europejską walutę. Tak jak w przypadku każdego kraju ubiegającego się o wejście do strefy euro, Grecy byli zobowiązani do spełnienia kryteriów zapisanych w traktacie z Maastricht. Najważniejsze z nich to deficyt budżetowy poniżej 3 proc. PKB, dług publiczny poniżej 60 proc. PKB oraz długoterminowe stopy procentowe nie wyższe niż o 2 punkty procentowe od przeciętnej wysokości stóp procentowych w krajach o największej stabilności cenowej. Spełnienie tych warunków było w kontrze do stosowanych wcześniej zasad ekspansywnej polityki fiskalnej. Grecy zatem zatuszowali realne współczynniki, tak aby spełniać powyższe kryteria. Popełnili też wiele innych błędów, nawet nie starając się poprawić konkurencyjności swojej gospodarki w stosunku do pozostałych gospodarek w strefie euro. Preferencyjnie traktowali przedsiębiorstwa państwowe i zanadto ingerowali w rynek pracy. W efekcie nadmiernie rozmnożyły się małe przedsiębiorstwa, którym trudno pozyskać odpowiednie środki przeznaczone na rozwój. Wszystko to zwiększało deficyt budżetowy.
Eurobłędy
Wspólna waluta przez wiele lat była jednym z celów integracji europejskiej. Zabiegali o to wszyscy przywódcy UE. Przyjęcie Grecji do strefy euro uznano więc za sukces. Instytucje UE nie zbadały jednak z należytą starannością, czy Grecja będzie w stanie bez większych problemów funkcjonować w strefie euro i czy nowa waluta nie stanie się dla niej przekleństwem. Wprowadzenie euro okazało się kardynalnym błędem i rozpoczęło drogę ku kryzysowi. Grecja musiała zmierzyć się z panującym w strefie euro niskim kosztem kapitału, którego nie wykorzystała do pobudzenia inwestycji. Dostępność kredytów znacznie wzrosła, a trzymanie oszczędności przestało się opłacać. Grecja musiała się dostosować do europejskiego poziomu stóp procentowych. Z podstawowych modeli ekonomicznych wiemy, że niskie stopy procentowe powinny być zachętą do pożyczania kapitału, a więc powinno nastąpić zwiększenie eksportu, który potencjalnie pomógłby w spłacie zadłużenia. W przypadku Grecji uzyskiwane środki były jednak przeznaczane głównie na konsumpcję. Nawet w sektorze publicznym. Po wejściu do strefy euro w początkowych latach 2001–2009 Grecja wykazywała corocznie kilkuprocentowy wzrost PKB, co dla wielu inwestorów oraz instytucji międzynarodowych było znakiem stabilności i rosnącego zaufania. Jesienią 2009 roku po serii przekazywanych przez Grecję nieprawdziwych informacji na temat kondycji tamtejszej gospodarki, nastąpiła kolejna już rewizja danych statystycznych, która wreszcie ukazała prawdziwą twarz greckiej gospodarki. Wynik podważył wcześniejsze przekonanie o zdolności Grecji do spłaty zadłużenia. Doprowadziło to do gwałtownego wzrostu stóp procentowych, czego skutkiem była niemożność obsługi branych wcześniej na potęgę kredytów i systematycznie generowanych zadłużeń. Te zdarzenia błyskawicznie wznieciły kryzys w 2010 roku i unaoczniły skalę greckich problemów. Przypadek grecki zapoczątkował falę reform nie tylko w krajach południowych, ale i całej Unii Europejskiej.
Negatywny czynnik zewnętrzny
Kolejnym problemem i jednym z bardziej zapalnych w tym roku tematów we wszystkich krajach Unii Europejskiej jest problem uchodźców. Na greckich wyspach, także tych turystycznych, uchodźcy rozbijają koczowiska. To stały już element krajobrazu. Pozostają po nich zdewastowane i brudne miejsca. Grecy buntują się przeciwko zalewaniu przez uchodźców ich nadwyrężonego już mocno kraju kolejnymi falami problemów i nieszczęść. Nie sprzyja to przecież również obecnej, wątłej greckiej kondycji finansowej. Ludzie są sfrustrowani, dochodzi do licznych ulicznych starć. Przykładem bezsilności jest wystąpienie burmistrza wyspy Lesbos o wprowadzenie tam stanu wyjątkowego. To, co się dzieje, nie służy też greckiej turystyce, która jako jedyna gałąź gospodarki byłaby w stanie trochę podreperować budżet.
Grecka tragedia
Grecja nie ogłosiła bankructwa, co wielu dziennikarzy i analityków zdążyło już przepowiedzieć, ale jej przyszłość dalej stoi pod wielkim znakiem zapytania. Pomoc nie jest wydatkowana na inwestycje i reformy, ale na spłatę zagranicznego długu, a także utrzymanie bezrobotnych. Grecja powinna uelastycznić rynek pracy, zreorganizować administrację publiczną, poprawić klimat przedsiębiorczości, zwiększyć poziom konkurencyjności, uszczelnić system podatkowy oraz zastosować wiele innych mechanizmów charakterystycznych dla wysokorozwiniętych krajów UE. Co najważniejsze, powinna przestrzegać dyscypliny finansowej, nałożonej przez „trojkę” i w żaden sposób nie manipulować wskaźnikami. Dzisiaj protesty w Atenach są już chlebem powszednim zarówno dla przebywających czasowo turystów, jak i stałych mieszkańców. Protestują wszystkie grupy zawodowe. Zaangażowane i postawione w stan gotowości są wszystkie służby porządkowe, które często nie są nawet w stanie zapewnić podstawowego bezpieczeństwa podczas obywatelskich zgromadzeń. Przez najbliższe lata Grecy będą musieli pogodzić się z polityką zaciskania pasa. Podwyższanie podatków, oszczędności, zmniejszanie wysokości świadczeń emerytalnych jest i będzie przez najbliższy okres codziennością i koniecznością. To konsekwencje fałszowania informacji, tuszowania przez polityków kondycji finansowej Grecji oraz życia ponad stan. Stopa życiowa przeciętnego Greka drastycznie spadła. Standardowy koszyk dóbr zupełnie nie przypomina tego sprzed kryzysu. Historia pokaże, czy Grecy, idąc choćby śladem Ukrainy, będą potrafili rygorystycznie i sumiennie walczyć o swój byt poprzez rozsądne reformy i oszczędne życie. Grecki kryzys powszechnie uważany jest za skutek lenistwa i beztroskiego życia ponad stan. To stereotyp. Zawiodły władze!

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Programy stażowe remedium na problemy kadrowe firm? 

Przedsiębiorcy coraz chętniej wyciągają ręce po pracowników dopiero co...

Najbardziej zadłużona branża w Polsce walczy z zatorami oraz wysokimi kosztami

Wysokie koszty zatrudnienia, zatory płatnicze i trudności w dostępie...

Ile trzeba mieć na nowe mieszkanie z wyższej półki 

Jakie mieszkania realizowane w wyższym standardzie znajdziemy w ofercie...

W 2013 roku. PKO Leasing umocnił pozycję lidera

W 2023 roku Grupa PKO Leasing udzieliła klientom finansowania...