Poza granicą ekonomicznego absurdu

Górnik to jeden z najniebezpieczniejszych, ale i najbardziej poważanych zawodów w naszym kraju – wynika z sondażu przeprowadzonego przez CBOS. W ankiecie aż 80 proc. Polaków wskazało, że darzy tę profesję szacunkiem. Lepiej wypadli jedynie strażacy, profesorowie oraz murarze. W parze z wysokim poziomem ryzyka idą także duże pieniądze.
Kokosy
Pracownicy kopalń są na górze drabinki wynagrodzeń otrzymywanych w polskiej gospodarce. Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2014 roku przeciętne pensje w sektorze wynosiły blisko 6,9 tys. zł brutto, czyli o ponad 80 proc. więcej niż średnia krajowa. Jeszcze więcej zarabiało się w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Tam według zeszłorocznych danych płacono średnio 7,4 tys. zł miesięcznie. Na zarobki tej wysokości mogą dziś liczyć jedynie informatycy czy pracownicy sektora finansowo-ubezpieczeniowego. Poza pensją zatrudnieni przy wydobyciu węgla otrzymują liczne dodatki i przywileje. Wśród nich znajdują się m.in. czternastki(!), nagrody z okazji Dnia Górnika, dodatki związane ze stażem pracy. Górnikom przysługuje także deputat węglowy w wysokości do 8 t dla czynnych i 1–2 t dla byłych pracowników kopalń. Dodatek można odebrać zarówno w fizycznej formie, jak i ekwiwalencie pieniężnym. W 2015 roku jego wartość wynosiła 600 zł za t, co oznacza, że pracujących górnik mógł liczyć na dodatkowe 4,8 tys. zł rocznie.
Największym przywilejem pozostaje jednak prawo do wcześniejszej emerytury. Nabywa się je już po 25 latach pracy pod ziemią (statystyczny Polak w ciągu życia pracuje zawodowo prawie 10 lat dłużej). Do wysługi lat wliczają się również okresy, w których górnik nie mógł pracować, m.in. ze względu na chorobę lub rehabilitację. Wysokość emerytur też jest znacznie wyższa niż w innych zawodach. Według informacji ZUS emerytowany górnik przeciętnie dostaje 3900 zł brutto miesięcznie, przy średniej krajowej emeryturze niespełna 2050 zł.
Jeszcze kilka lat temu taki układ wydawał się nikomu nie przeszkadzać. Ciężka, ryzykowna i przede wszystkim potrzebna praca powinna być także dobrze opłacana. Kopalnie sowicie wynagradzały więc swoich pracowników, a same notowały ogromne zyski. W latach 2010–2012 tylko sama JSW zarobiła na czysto w sumie 4,5 mld zł. Dziś sprawa ma się jednak zupełnie inaczej.
Ceny spadają, hałdy rosną
Według danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu w 2014 roku sektor górnictwa węgla kamiennego stracił ponad 2,2 mld zł. Do końca października 2015 roku straty powiększyły się o kolejne 1,7 mld zł. Nagle się okazało, że polski węgiel nie jest nikomu potrzebny, a znakomicie prosperujące spółki zaczynają chylić się ku upadkowi. Jak poinformowało Ministerstwo Energii, łączne zadłużenie trzech największych spółek sektora, czyli JSW, Kompanii Węglowej oraz Katowickiego Holdingu Węglowego na koniec października 2015 roku szacowane jest na astronomiczne 15 mld zł. Akcje pierwszej z wymienionych od momentu debiutu na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie spadły już o ponad 92 procent! Powodem zapaści są zniżkujące ceny węgla kamiennego na światowych rynkach. Współczesna gospodarka w coraz większym stopniu skłania się ku innym źródłom energii jak np. energetyka wiatrowa czy solarna, a czarne złoto stopniowo traci na znaczeniu. Mały popyt – niskie ceny. Na europejskiej giełdzie surowcowej ARA na początku lutego płacono przeciętnie 44 dolary za tonę, podczas gdy jeszcze w 2012 roku węglem handlowano w przedziale 100–120 dol. Tymczasem polskie kopalnie to gigantyczne państwowe molochy, które nie są w stanie elastycznie dostosowywać wielkości produkcji do potrzeb rynku. W ciągu pięciu lat wydobycie węgla w kraju spadło jedynie o 10 proc. Tymczasem ceny obniżyły się w tym czasie ponad dwukrotnie. Siłą rzeczy wraz ze spadkami maleją także przychody spółek węglowych. Natomiast koszty pozostają niezmienione. W praktyce wygląda to tak, że ponad połowę wydatków pożera fundusz wynagrodzeń, a wydobyty węgiel w sporej części trafia na hałdy. Pod koniec ubiegłego roku na zwałach leżało aż 5,8 mln t.
Chwytanie się brzytwy
W III kwartale ubiegłego roku spółka JSW pochwaliła się, że w stosunku do poprzedniego kwartału obniżyła koszty wydobycia o 2,6 proc. W okresie czerwiec–wrzesień 2015 roku koszt wydobycia tony węgla wyniósł 298 zł. Tymczasem kupno węgla w Amsterdamie lub Antwerpii to obecnie wydatek rzędu 44 dol. (ok. 175 zł) za t. Nawet, gdy zapłacimy za transport, bardziej opłacalny jest import surowca do Polski niż jego wydobycie z posiadanych złóż. Więcej udało się zejść z kosztów za-rządowi Kompanii Węglowej, bo o 20 proc., co daje 240 zł za t. Stawia to produkcję blisko granicy opłacalności. Restrukturyzacja Kompanii Węglowej była okupiona ogromnym cięciem etatów oraz utratą wielu przywilejów górniczych, jak m.in. odebranie deputatów węglowych emerytom (świadczenie kosztowało spółkę aż 260 mln zł rocznie). Taka była jednak cena za utrzymanie kopalni przy życiu. Od blisko roku przedstawiciele spółki rozmawiają ze związkowcami oraz stroną rządową o jej przyszłości. Plan zakłada obniżenie wynagrodzeń nawet o 1,5 tys. zł miesięcznie, rozłożenie wypłat „czternastek” na raty oraz przekazanie nierentownych szybów do państwowej Spółki Restrukturyzacji Kopalń. Te rentowne miałyby natomiast trafić do nowego podmiotu o roboczej nazwie Nowa Kompania Węglowa, co zdaniem wiceministra energii nastąpi najpóźniej do końca czerwca. W przypadku innych spółek silne związki zawodowe skutecznie chroniły dotąd zatrudnionych i w latach 2011–2014 mimo spadających przychodów zatrudnienie w górnictwie zmniejszyło się minimalnie. Natomiast w Kompanii Węglowej w ciągu pięciu miesięcy pracę straciło niemal 10 tys. osób.
Położenie Bogdanki
Dla państwowych przedsiębiorstw związanych z branżą górniczą jako wzór optymalnego zarządzania kosztami służyć może Bogdanka – jedyna duża niepubliczna polska kopalnia, którą Skarb Państwa sprywatyzował w 2009 roku. To właśnie prywatna własność uznawana jest przez analityków za klucz do sukcesów, jakie osiąga lubelska spółka. Kiedy cała branża jest głęboko deficytowa, Bogdanka regularnie notuje całkiem pokaźne zyski – w raporcie finansowym za III kwartał 2015 roku wykazała przeszło 57 mln zł zysku. Spółka posiada wyjątkowo niskie koszty wydobycia wynoszące zaledwie 160 zł za tonę (wobec średniej 250–300 zł/t, jakie ponoszą kopalnie działające na Górnym Śląsku). Zarząd Bogdanki wciąż prowadzi program optymalizacyjny zmierzający do obniżenia kosztów o dalsze 15 proc. Kolejnym atutem są lepsze warunki do prowadzenia działalności wydobywczej. Geolodzy wskazują na dużo łatwiejszy dostęp do pokładów węgla niż w innych regionach Polski. W październiku 2015 roku doszło jednak do przejęcia kopalni przez państwową Eneę, co wywołało panikę inwestorów. Od jesieni cena akcji Bogdanki spadła już o blisko połowę. Zdaniem analityków powodem są obawy, że nowy właściciel będzie realizował głównie własne interesy, które niekoniecznie muszą być spójne z interesami lubelskiej kopalni. O tym, że jest to całkiem realna groźba mogliśmy się przekonać już w sierpniu ubiegłego roku. Enea, która odbiera od Bogdanki ok. 40 proc. produkcji węgla, wypowiedziała wówczas kontrakt na jego dalszą dostawę. Powodem była chęć renegocjacji umowy – oczywiście na dużo korzystniejszych dla siebie warunkach (Enea chęć zmian tłumaczyła natomiast spadkiem cen węgla na światowych giełdach). Do tego doszła także konieczność zmian w kontraktach z Elektrownią Połaniec oraz Grupą Azoty, w wyniku czego spółka straci w sumie aż 240 mln zł przyszłych przychodów.
Prywatyzacja nie wystarczy
Prywatna własność w górnictwie wcale nie daje gwarancji sukcesu. Dotkliwie przekonał się o tym jeden z najbogatszych Czechów – Zdenek Baka – właściciel New World Resources. Założona w 2005 roku spółka przez pierwsze lata działalności radziła sobie całkiem nieźle. Wraz z dobrymi wynikami przyszły także ambitne plany inwestycyjne. Oprócz czterech czynnych kopalń położonych na wschodzie Czech, spółka przymierzała się do uruchomienia wydobycia także w Polsce. Ale dobra passa skończyła się wraz ze spadającymi cenami węgla, a blisko 1 mld euro strat w 2013 roku postawiło NWR na granicy bankructwa. Skończyło się ogromną ratunkową emisją akcji, dzięki czemu spółka zachowała możliwość dalszego funkcjonowania. Dziś nie ma już mowy o nowych inwestycjach. Mówi się za to o kolejnych stratach – prognozy finansowe zakładają, że najbliższe dwa lata spółka będzie kończyła kilkadziesiąt mln euro pod kreską. Wiarę w przyszłość kopalnianego biznesu stracili także sami inwestorzy – w ciągu ostatnich czterech lat cena akcji notowanego na warszawskiej giełdzie przedsiębiorstwa spadła z poziomu 45 zł do zaledwie 1 gr. Tylko to ją ratuje przed dalszym spadkiem, że niższa już być po prostu nie może.
Górnicy w kieszeni podatnika
W tegorocznej ustawie budżetowej na restrukturyzację polskiego górnictwa zarezerwowano kwotę blisko 1 mld zł. Potrzeby są jednak znacznie większe. Zdaniem Business Centre Club w najbliższych latach sektor może potrzebować nawet pięć razy tyle pieniędzy. Choć nasze państwo teoretycznie stać jest na dotowanie nierentownego biznesu, jednak takie działanie stoi w sprzeczności z unijnym prawem. Dyrektywa na temat pomocy publicznej mówi bowiem jasno, że sektor górnictwa nie może być objęty programem rządowej pomocy. Powodem zakazu jest polityka energetyczna realizowana przez kraje wspólnoty. Jej długoterminowym celem jest niemal całkowite wyeliminowanie konwencjonalnych źródeł energii, takich jak właśnie węgiel kamienny, i zastąpienie go źródłami odnawialnymi. Rząd robi więc co może, aby pomóc kopalniom bez naruszania unijnych przepisów. Pod koniec grudnia Agencja Rezerw Materiałowych (ARM) kupiła od państwowych kopalń węgiel za 380 mln złotych. Środki mają być przeznaczone głównie na zaspokojenie podstawowych potrzeb, takich jak wypłata zaległych pensji. W ratowanie górnictwa zaangażuje się także wspominana Spółka Restrukturyzacji Kopalń. Dzięki nowelizacji ustawy o górnictwie od stycznia może przejmować nierentowne obiekty i dotować je z państwowych środków. Tego typu działanie nie powoduje kolizji z unijnym prawem. Bruksela zakazuje bowiem jedynie bezpośredniej pomocy publicznej, a działania SRK do takiej się już nie zaliczają.
Wyciąganie za uszy
W ratowanie sektora aktywnie zaangażowany jest także państwowy Bank Gospodarki Krajowej, który prowadzi rozmowy pomiędzy Jastrzębską Spółką Węglową, Katowickim Holdingiem Węglowym, a bankami, które skłonne byłyby udzielić im finansowania. W zamian spółki muszą zobowiązać się jednak do kontynuowania działań naprawczych prowadzących do obniżenia kosztów. To z kolei nie podoba się związkom zawodowym. Jednocześnie w Ministerstwie Energii trwają prace nad rozwiązaniami w sprawie restrukturyzacji dotychczasowego zadłużenia JSW. Tylko w 2014 roku spółka wyemitowała obligacje o łącznej wartości ponad 1,3 mld zł. Kopalnia nie ma jednak pieniędzy na ich wykup. Ministerstwo chce więc dać bankom ultimatum – albo zdecydują się na zmniejszenie zadłużenia, albo rząd nie będzie dłużej wspierał jastrzębskiej spółki i pozwoli jej upaść. W tym drugim przypadku banki nie otrzymałyby ani grosza.
Nadzieja w Chinach
Dla górnictwa istnieje jeszcze jedna, choć w obecnej chwili mało realna, szansa. Jest nią renesans węgla i gwałtowna poprawa kondycji chińskiej gospodarki – największego światowego konsumenta surowca. Jeśli tak by się stało, wówczas kopalnie znów zaczęłyby sprzedawać węgiel z zyskiem, a obecne problemy poszłyby w niepamięć. Do kolejnego kryzysu w Chinach. Ale to czyste gdybanie: na razie nie ustępuje obecny kryzys.
Artykuł pochodzi z nr 3/2016 Eurogospodarki

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Będzie większy wybór mieszkań, ale ceny wzrosną – prognozy na II kwartał 2024

Zła informacja dla kupujących jest taka, że ceny mieszkań...

Dlaczego warto zatrudniać freelancerów?

Około 20% firm zarejestrowanych na miedzynarodowym portalu Freelancehunt.com zatrudnia...

Własna działalność lub kontrakt. Etat wychodzi z mody

Autorzy serwisu CVeasy.pl zbadali rynek pracy niezależnej w Polsce....

Branża IT redukuje zatrudnienie i zwiększa długi

O 1/3 wzrosło w ciągu dwóch lat zadłużenie branży...