Licytacyjna ustawka?

Radosław Turlejski, przedsiębiorca z Kamieńska, chciał kupić samochód na licytacji komorniczej. Wpłacił wadium 6 tys. zł, wygrał przetarg i pojechał do banku po resztę pieniędzy. Gdy wrócił, pojazd miał już nowego właściciela, a prowadzący postępowanie asesor powiedział Turlejskiemu, że jego kaucja przepada. Jaką kancelarię reprezentował asesor? Łódzką, należącą do komornika Jarosława Kluczkowskiego. To asesorzy z tej kancelarii w ubiegłym roku sprzedawali majątek wcale nie dłużników, tylko członków ich rodzin.
O Radosławie Turlejskim i asesorach z kancelarii Kluczkowskiego piszę już po raz drugi, bo już po raz drugi Turlejski ma do nich pecha. Za pierwszym razem asesor Michał K., ten który sprzedał ciągnik niezadłużonego rolnika spod Mławy, zabrał mu i zlicytował firmowy samochód, choć Turlejski nie był dłużnikiem. Tym razem przedsiębiorca kupował samochód na licytacji prowadzonej przez asesora zastępującego oficjalnie zawieszonego szefa tejże kancelarii.
Licytacja BMW
Marzec 2016 roku. Znajomy Turlejskiego jest wierzycielem. Egzekucję w jego sprawie prowadzi kancelaria Kluczkowskiego. Zgodnie z ogłoszeniem komorniczym 17 marca 2016 roku ma się odbyć w Tomaszowie Mazowieckim na terenie firmy TFC przy Opoczyńskiej licytacja unikatowego samochodu BMW Alpina. Oszacowano go na 60 tys. zł, cena wywoławcza – 45 tys. zł. Przetarg ma się zacząć o godzinie 10. Samochód zamierza kupić Turlejski. Prosił go o to znajomy – wierzyciel. Chcą sprawdzić, czy licytacja będzie przeprowadzana uczciwie przez znaną im z jak najgorszej strony kancelarię. Gdyby wierzyciel podał swoje dokumenty, mógłby na wejściu zepsuć test. – Spisaliśmy nawet umowę. On płaci, ja licytuję nawet do 100 tys. zł – opowiada Turlejski.– Znajomemu bardzo zależało na tym aucie. Jest dużo więcej warte niż wycena. A on od wielu miesięcy czeka na zwrot długu przekraczającego 380 tys. zł. Większość wylicytowanej kwoty z kasy komornika, jako zwrot długu, miała wrócić do wierzyciela, a auto można jeszcze było korzystnie sprzedać, co pokryłoby większość zobowiązania, które mój kolega próbuje wyegzekwować – tłumaczy przedsiębiorca. Prawo pozwala uczestniczyć wierzycielowi w każdej licytacji i kupić ruchomość. Może nawet podpuszczać innych nabywców, by licytowali wyżej. A jeśli nie zostałaby sprzedana, to wierzyciel może przejąć ją na własność. Pojechali na licytację. Turlejski wpłaca 6 tys. wadium. Ma jeszcze przy sobie 30 tys. na zakup. Resztę pieniędzy, jeśli wygra, weźmie z banku. Licytację prowadzi asesor komorniczy Jakub Kowalczyk zastępujący komornika Kluczkowskiego. Oprócz Turlejskiego i jego kolegi stawia się jeszcze kilkunastu chętnych. – Jeden wyraźnie zaprzyjaźniony z właścicielem firmy, która użyczyła placu na licytację – opowiada przedsiębiorca z Kamieńska. – Przywitali się i rozmawiali. Firma TFC zajmuje się między innymi współpracą z komornikami, przyjmuje auta pod dozór, handluje nimi. Do przetargu zgłaszają się tylko trzy osoby. Turlejski, ten co się witał i jeszcze jeden zainteresowany. Reszta rezygnuje. Dlaczego?
– Samochód wyglądał jak ze szrotu. Nie dało się go odpalić. Miał tylko jedne kluczyki, brak dokumentów. Tak opisał go zresztą w protokole licytacji asesor. Nawet go nie umyli – opowiada Turlejski. – Ale my z wierzycielem znamy to auto. Kiedy było zajmowane, posiadało dowód rejestracyjny i dwa komplety kluczyków. Było na chodzie. Na licytacji wyglądało tak, żeby robić jak najgorsze wrażenie na klientach. Żeby
sprzedać je za grosze? Asesor nie dopuścił też do tego, żeby je uruchomić, choć warsztat samochodowy było o 50 metrów.
Turlejski przebija wszystkich kwotą 54,5 tys. zł. Kowalczyk dokonuje przybicia, oddaje wadia pozostałym uczestnikom. Na placu zostaje zwycięzca, asesor i jeden z tych, którzy przegrali przetarg – znajomy właściciela TFC, jak go opisuje Turlejski. Licytacja skończyła się o 10.20. – Chciałem komornikowi od razu wpłacić te 30 tys. zł i po resztę iść do banku. Ale pieniędzy nie przyjął. Powiedział, że poczeka na całość. Zostawiłem u asesora dowód osobisty i wadium. Popędziliśmy z wierzycielem do banku. Sądziłem, że obrócimy w pół godziny. Gdy Turlejski z wierzycielem wrócili, okazało się, że pod ich nieobecność asesor zdążył uchylić przybicie i wszcząć nową licytację. O 10.55 było po wszystkim. Auto zmieniło właściciela. Wygrał ją ten człowiek, który został na placu. Zapłacił jedynie 45 tys. zł.
Na rzecz komornika
Jak to wszystko przebiegało, można przeczytać w sporządzonych przez asesora protokołach z licytacji. Asesor pisze tak: „O godzinie 10.25 nabywca oddalił się z miejsca licytacji. Ponieważ Radosław Turlejski nie uiścił natychmiast ceny nabycia, należało uchylić przybicie (art. 871)”. Z tego też powodu wadium wpłacone przez Turlejskiego przepadło na rzecz komornika. Zdaniem Kowalczyka wszystko zostało przeprowadzone zgodnie z przepisami. Otóż przywołany art. 871 Kodeksu postępowania cywilnego brzmi tak: „Nabywca obowiązany jest zapłacić cenę nabycia natychmiast po udzieleniu mu przybicia. Gdy jednak cena przewyższa pięćset złotych, obowiązek nabywcy ogranicza się do złożenia natychmiast jednej piątej ceny, nie mniej jednak niż pięćset złotych, przy czym reszta powinna być uiszczona do godziny 12 dnia następnego”. Pozostaje pytanie, dlaczego Turlejski z kolegą nie wpłacili wymaganej jednej piątej wartości auta, skoro mieli w kieszeni jeszcze 30 tys. zł?
– Z niewiedzy, bo komornik mnie nie pouczył, jak brzmi przepis. Przecież chciałem wpłacić część należnej kwoty. Nawet w swoich protokołach asesor nie wspomina o konieczności natychmiastowego uiszczenia jednej piątej, pisze zaś o całości ceny – tłumaczy Turlejski. Mężczyzna czuje się wprowadzony w błąd. A swoją drogą, jak można licytować auto, którego cena wywoławcza wynosi 45 tys. zł, wadium 6 tys. i nie zapoznać się z przepisami dotyczącymi uiszczania całej kwoty? Rzeczywiście można by pomyśleć, że wierzyciel i Turlejski byli lekkomyślni, ale to komornik ma prawny obowiązek pouczenia stron o przepisach i ich niuansach. Jeśli tego nie zrobi, można złożyć do sądu skargę na czynności komornika.
Jeden z 38 wątków
Przedsiębiorca nie pogodził się z utratą wadium. Uważał, że go okradziono. Sprawę zgłosił na policję w Tomaszowie Mazowieckim. Policja zabezpieczyła monitoring z placu licytacyjnego. Teraz dokumenty tej sprawy trafią do prokuratury w Płocku, bo tam ląduje większość spraw związanych z nieprawidłowościami w kancelarii komorniczej Jarosława Kluczkowskiego. Gdy to piszę, w postępowaniu jest już 37 wątków. Zachowanie asesora podczas licytacji tłumaczył dziennikarzom z Łodzi Andrzej Ritmann, rzecznik prasowy łódzkiej Izby Komorniczej. Podkreślał, że wersja wydarzeń przedstawiona przez Turlejskiego odbiega od informacji uzyskanych od asesora prowadzącego licytację, jak również od sporządzonych na miejscu protokołów.
– Pan Turlejski istotnie wziął udział w licytacji i zaproponował najwyższą cenę. Po jej zakończeniu był zobowiązany zapłacić natychmiast jedną piątą ceny, przy czym reszta powinna być uiszczona do godziny 12 dnia następnego – wyjaśniał Ritmann. A ponieważ Turlejski opuścił miejsce licytacji, asesor powinien licytację rozpocząć ponownie. – Działając w interesie wierzyciela, asesor odczekał jednak kilka minut, licząc, iż pan Turlejski oddalił się jedynie do zaparkowanego w pobliżu samochodu – ciągnął Ritmann, jakby wcześniej prześwietlił mózg asesora. Ritmann opowiedział też, że następnego dnia w kancelarii pojawił się wierzyciel (tylko wierzyciel zgodnie z przepisami może składać wnioski, jak egzekucja ma być prowadzona), złożył wniosek o przekazanie postępowania egzekucyjnego do innego komornika oraz o uchylenie postanowienia o przepadku wadium i o zwrot pieniędzy Turlejskiemu. Tymczasem wierzyciel się zarzeka, że to asesor Kowalczyk podyktował mu pismo, zapewniając, że to jedyna droga, by odzyskać kaucję. – Kiedy złożyłem doniesienie na policję, asesor Kowalczyk wydzwaniał do mnie wielokrotnie, próbując mnie ugłaskać. Wyprzedzająco zwrócił się do sądu o nadzór nad sprawą. Wreszcie umorzył postępowanie w sprawie wadium i poprosił o numer konta, na które zwróci pieniądze. Ale ja nie odpuszczę. Złożyłem skargę na działania komornika. Sprawa poszła do prokuratury – mówi przedsiębiorca z Kamieńska. A znajomy Turlejskiego wierzyciel myśli o pozwie przeciwko asesorowi o narażenie go na szkodę. Przecież wylicytowano za pierwszym razem o 9 tys. zł więcej! Asesor wysłał do Turlejskiego też pismo z przeprosinami. – Głównie się w nim broni. Dla mnie i tak to, co widziałem, to zwykła licytacyjna ustawka – stwierdza.

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

To już ostatni dzwonek by rozliczyć PIT! 

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z...

HoReCa – gastronomia ma problemy, hotele są w lepszej kondycji

Blisko 13,6 tys. obiektów noclegowych, restauracji i firm cateringowych...

Polacy w średnim wieku mają największe problemy finansowe

Zaległości konsumentów, widniejące w Krajowym Rejestrze Długów, wynoszą obecnie...

Miliardowy problem samorządów. Czy wybory coś zmienią?

Rosnące długi wobec samorządów stają się coraz większym problemem....