Prawo i sprawiedliwość dla najbogatszych

O które opłaty chodzi?
Jeśli mam problem prawny, to idziemy do adwokata czy radcy prawnego. Chcemy, by reprezentował nas w sądzie. Umawiamy się z nim, jakie wynagrodzenie mu zapłacimy. Jak się dogadamy, to już nasza sprawa. Sądowa zasada orzekania o opłatach jest taka: przegrywasz – płacisz obu pełnomocnikom – swojemu i strony przeciwnej, czyli jeżeli wygramy proces, to przeciwnik musi zwróci nam poniesione koszty. Ale nie wszystkie i nie całe zapłacone prawnikowi wynagrodzenie. Sąd zasądzi koszty adwokackie lub radcowskie na podstawie stawek, które 22 października podpisał były minister sprawiedliwości.
Co i za ile?
Oto kilka przykładów nowych opłat. W przypadku sporów cywilnych, jeśli wartość przedmiotu sporu wynosi 500 do 1500 zł, to zapłacimy 120 zł opłaty za zastępstwo procesowe. I dalej rosnąco: powyżej 1500 do 5000 zł – 1200 zł, powyżej 5000 do 10 000 zł – 2400 zł. Ale jeśli przekroczy 200 tys. zł, to opłata wyniesie 14 400 zł.
W postępowaniach rodzinnych też zapłacimy podwójnie. Rozwód – 720 złotych lub 1080 zł, jeśli sąd orzeknie o spowodowaniu rozkładu pożycia. Postępowanie o alimenty – 120 zł. Ustanowienie rozdzielności majątkowej między małżonkami – 720 zł. Wzrosną też opłaty w sądzie pracy. Podstawowa stawka to 360 zł, np. w procesie o rozwiązanie umowy o pracę. Ale jeśli sprawa dotyczy wynagrodzenia, to stawki liczone są od wysokości zaległego wynagrodzenia.
Dwukrotnie zwiększone zostaną też opłaty w postępowaniu sądowoadministracyjnym czy w sądach gospodarczych. W sprawach karnych: postępowanie przed sądem rejonowym – 840 zł, przed okręgowym – 1200 zł. A najbardziej jednak zdrożały ochrona dóbr osobistych i praw autorskich. Z 360 zł do 1080 zł. Większe będą również opłaty związane z postępowaniami egzekucyjnymi, począwszy od opróżnienia lokalu – 480 zł do skargi na czynności komornika – 240 zł.
A jeśli ktoś chce się odwołać od wyroku, również płaci podwójnie. W wyjątkowych przypadkach i „gdy przemawia za tym sytuacja materialna lub rodzinna klienta albo rodzaj sprawy, adwokat może ustalić opłatę niższą niż stawka minimalna albo zrezygnować z opłaty w całości”. Za postępowania, w których uczestniczy pełnomocnik z urzędu, płaci Skarb Państwa. Też dwukrotnie więcej. Strona przegrywająca i niezgadzająca się z wysokością stawek opłat może je zaskarżyć. Tylko koszty spraw rozpoczętych przed 1 stycznia 2016 roku nie zmieniają się.
Minimalna czy maksymalna stawka
O tym, ile ostatecznie trzeba zapłacić, zdecyduje sąd. Jak to ma robić, opisuje art. 15 rozporządzenia. „Opłatę w sprawach niewymagających przeprowadzenia rozprawy ustala się w wysokości równej stawce minimalnej”. Rzecz w tym, że większość spraw prowadzonych jest na sali sądowej, a tu opłatę ustala się w wysokości „przewyższającej stawkę minimalną”, ale nie może ona przekroczyć jej sześciokrotności ani wartości przedmiotu sprawy. Oczywiście adekwatnie do nakładu pracy pełnomocnika.
I tu pozwolę sobie na przykład, który jeży włosy na głowie, bo pokazuje, jak taka podwyżka może zadziałać. Wszczynamy postępowanie cywilne. Procesujemy się z kimś w związku z umową kupna-sprzedaży mieszkania. Niech będzie ono warte 250 tys. zł. Proces długi i zawiły, ową więc minimalną stawkę płaconą obu pełnomocnikom (w tym przypadku minimalna wynosi 14 400 zł) sąd może przemnożyć przez sześć i przegrywający zostanie zmuszony do zapłacenia ponad 172 tys. zł w jednej tylko sprawie! To wyjątkowa sytuacja, ale generalnie stawki stały się na tyle wysokie, że dla kogoś niezamożnego mogą być zaporowe.
Dlaczego aż tyle i teraz?
Podwyżkę wprowadziły ubiegłoroczne rozporządzenia ministra sprawiedliwości. Pierwsze z nich (podwyższające stawki płacone pełnomocnikom przez Skarb Państwa) podpisał Borys Budka (PO), ówczesny minister, radca prawny. Pod kolejnymi dwoma (dotyczącymi opłat dla adwokatów i radców z kieszeni pozywającego lub pozwanego) na trzy dni przed wyborami podpis złożył wiceminister Jerzy Kozdroń (PO), także radca. Kozdroń przed wyborami parlamentarnymi w sierpniu ubiegłego roku zrezygnował z kandydowania. Zamierzał wrócić do zawodu.
A czym były minister tłumaczy podwojenie stawek? – Dotychczasowe opłaty nie zmieniały się od 13 lat. A średnia pensja w tym czasie wzrastała z 2,2 tys. zł do ponad 4 tys. zł – wyjaśnia Budka. – Proszę spróbować się rozwieść nawet za to dziś przewidziane 360 zł. Nie uda się pani. A wcześniej za 60 zł? Też nie. I tu były minister przedstawia przykład, który obrazuje jak w resorcie podchodzono do tego problemu. Przykład: adwokat bierze za sprawę rozwodową co najmniej 1000 zł. I dotychczas było tak: jeśli rozwodzący się wygrywał, bo sąd uznał, że to współmałżonek doprowadził do rozpadu pożycia, dostawał 60 zł zwrotu opłat za czynności adwokackie. Ale przecież adwokatowi zapłacił 1000 zł, czyli musiał zapłacić z kieszeni za rozwód 940 zł. Dziś dostanie zwrotu 360 zł. Będzie go ten rozwód nieco mniej kosztował. Dlatego zdaniem Budki konieczne było urynkowienie opłat. – Utrzymywanie starych stawek to była fikcja. Wygrywający proces, nie odzyskiwał pieniędzy, które musiał pełnomocnikowi zapłacić. I de facto to właśnie utrudniało dostęp do sądu – tłumaczy minister. Ale oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Czyli co innego, gdy ktoś wygra proces, a co innego, gdy przegra. Były minister: – I jeżeli ktoś przegrywa proces sądowy, to musi się liczyć z tym, że powinien zwrócić drugiej stronie realne koszty. Budka zapewnia, że resort długo prowadził konsultacje społeczne rozporządzeń. – Omawialiśmy je między innymi z przedstawicielami samorządów prawniczych. Oczywiście samorządy prawnicze chciały dużo większych podwyżek, powiedziałem jednak, że musi być jakiś sensowny kompromis. Ale na przykład doszliśmy do wniosku, że w sprawach toczących się przed e-sądem stawki muszą być niższe, bo nakład pracy pełnomocników stron jest mniejszy – mówi.
A czy aby obaj byli ministrowie sprawiedliwości tuż przed wyborami nie uczynili ukłonu wobec środowiska adwokacko-radcowskiego i dali im po prostu zarobić? – Taki zarzut można oczywiście postawić, ale kto nie zna lepiej tego rynku niż osoby, które ten zawód wykonywały? Zmianę wprowadzałem z przekonaniem o jej słuszności. Proszę popatrzeć, dotychczas nie było odważnych, by to zrobić – dodaje Budka.
Ograniczony dostęp do sądu
Najpoważniejsza wątpliwość: czy wzrost opłat nie spowoduje ograniczenia dostępu do sądów dla osób mniej zamożnych, takich jak pan Jarosław? – Procesuję się z PZU. Ubezpieczyciel chce, bym zwrócił odszkodowanie – opowiada pan Jarosław, emerytowany policjant. Utrzymuje się z rodziną za niecałe 4 tys. zł. Już teraz ma ogromne zobowiązanie: do zwrotu 15 tys. odszkodowania i horrendalne odsetki. – Przez pięć lat ani firma, ani jej prawnicy ani sąd czy komornik nie poinformowali mnie o postępowaniu egzekucyjnym i narosły gigantyczne odsetki. Razem jest ponad 30 tys. zł – mówi. Czy poszedłby teraz do sądu z roszczeniem? – Nie, bo mnie na to nie stać! Bałbym się, że jeśli nie wygram, to dodatkowo będę musiał zapłacić, zgodnie z nowymi przepisami, każdemu pełnomocnikowi po 4800 zł, czyli 9800 zł – odpowiada bez namysłu.
Na pytanie, czy wzrost opłat nie ogranicza dostępu do sądów mniej zamożnym ludziom, trudno odpowiedzieć nawet prawnikowi związanemu z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. – Czas pokaże – mówi mec. Artur Pietryka współpracujący z HFPC. – Zmiana stawek na pewno spowoduje, że część osób zastanowi się nad tym, czy występować z roszczeniem. Inaczej na sprawę patrzy Piotr Ikonowicz, założyciel Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, pomagający ludziom w potyczkach sądowych z urzędami i instytucjami państwa, np. komornikami. – Prawo do sądu wiąże się z prawem do reprezentacji w sądzie i to bez ryzyka niezaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych osoby dochodzącej swoich praw. Każdy, kto jest w trudnej sytuacji, musi mieć możliwość zwrócenia się do sądu o miarkowanie opłat lub zwolnienia z kosztów. Nie tylko liczyć na dobrą wolę adwokata. Bo ilu takich będzie? – pyta Ikonowicz.
– Od kilkunastu lat reprezentuję gminę Legnica w postępowaniach dotyczących należności czynszowych i bywa, że sąd w konkretnej sprawie zasądza tytułem kosztów zastępstwa procesowego np. 2400 zł – mówi mec. Martyna Kupiecka, radca prawny z Legnicy. – Faktycznie ta opłata stanowi minimalne wynagrodzenie za prowadzenie sprawy i oznacza, że właśnie tyle przegrywający (dłużnik) powinien zapłacić. W szczególnych przypadkach, jeżeli sytuacja dłużnika jest wyjątkowa, zdarza się, że rezygnuję ze swoich kosztów, bo choć są zasądzone, to nie muszą być wyegzekwowane. Mówię o nadzwyczajnych sytuacjach dotykających niezamożnych ludzi. Poza tym trzeba pamiętać, że mamy art. 102 k.p.c., który stanowi, że w wypadkach szczególnie uzasadnionych sąd może zasądzić od strony przegrywającej sprawę tylko część kosztów albo jej nimi nie obciążać w ogóle. Ale już tak jednoznacznie nie jest to ujęte w kodeksie postępowania karnego.
Dlatego Ikonowicz się upiera, że najważniejsze jest to, by w każdym rodzaju postępowania przewidziano prawo do całkowitego zwolnienia z kosztów. – Bez takiej furtki mamy do czynienia jednak z ekonomicznym ograniczeniem drogi do sądu.
Artykuł pochodzi z nr 2/2016 Eurogospodarki

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

To już ostatni dzwonek by rozliczyć PIT! 

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z...

HoReCa – gastronomia ma problemy, hotele są w lepszej kondycji

Blisko 13,6 tys. obiektów noclegowych, restauracji i firm cateringowych...

Polacy w średnim wieku mają największe problemy finansowe

Zaległości konsumentów, widniejące w Krajowym Rejestrze Długów, wynoszą obecnie...

Miliardowy problem samorządów. Czy wybory coś zmienią?

Rosnące długi wobec samorządów stają się coraz większym problemem....