Recepta na blackout

Coraz częściej słychać o tym, że brakuje prądu. W kwietniu Wenezuela skróciła czas pracy do czterech dni w tygodniu. Prezydent Nicolas Maduro zaapelował też do mieszkańców, by rzadziej używali klimatyzatorów i innych urządzeń elektrycznych. Działanie to ma zapobiec blackoutowi, czyli sytuacji, w której następują paraliżujące gospodarkę przerwy w dostawie prądu.
Również gdy nad Polskę w ubiegłym roku nadciągnęła fala upałów, ograniczano dostawę prądu na razie tylko do dużych przedsiębiorstw. Oszczędności jednak mogą w końcu dotknąć i gospodarstw domowych, bo w Polsce dotąd nie ma żadnej strategii zapobiegania blackoutowi. I choć o poprawie bezpieczeństwa energetycznego mówi się od lat, kolejne rządy nie robią nic, aby zmniejszyć zagrożenie.
– To paradoks, że w momencie, gdy jest ciepło i można czerpać dużo energii ze słońca, w kraju brakuje prądu – komentowała sytuację Olga Malinkiewicz, polska wynalazczyni taniej metody wytwarzania ogniw słonecznych na bazie perowiskitów, czyli minerałów o ogromnych właściwościach pochłaniania światła. Jak dotąd jej wynalazek nie trafił do masowej produkcji, choć, jak przyznaje Malinkiewicz, rozwiązaniem interesują się producenci materiałów budowlanych. A szkoda, bo gdyby zainwestować w alternatywne źródła energii na skalę masową, wzrosłaby szansa na to, że nie zostaniemy bez prądu wtedy, gdy wysiądą tradycyjne źródła zasilania. Ponadto, gdy źródeł wytwarzania energii jest więcej, ryzyko blackoutu też jest mniejsze.
Na razie można samemu spróbować zapewnić sobie energię na własną rękę. Inwestycja da dodatkowo spore oszczędności, a nawet pozwoli zarobić. I to zarówno dużym prywatnym inwestorom, publicznym jednostkom, np. gminom, jak i przeciętnemu człowiekowi, który buduje dom dla swojej rodziny.
Na przykład Energis
W Polsce zielona energia wciąż nie jest popularna, ale pojawiają się inwestycje z jej zastosowaniem. Na przykład należący do Politechniki Świętokrzyskiej budynek Energis, w którym obecnie mieści się Wydział Inżynierii Środowiska. – To budynek samowystarczalny energetycznie. Wytworzone w budynku ciepło ogrzewa całą powierzchnię. A uczelnia się chełpi, że niemal nie wydaje pieniędzy na ogrzewanie.
To dlatego, że w budynku zamontowano kilkanaście różnych rodzajów pomp ciepła. Zarówno te, które wykorzystują powietrze, jak i pompy wodne. Zainstalowano aż 16 gruntowych wymienników ciepła sięgających na głębokość 100 m, studnię głębinową, kolektory słoneczne, kocioł na biomasę i baterie fotowoltaiczne. To oznacza, że wykorzystuje się wszystkie dostępne naturalne źródła ciepła – nie tylko te, które przekształcają energię słoneczną, ale także ciepło z oddechów przebywających w budynku studentów.
Do ogrzania budynku służy m.in. powietrze, które krąży w toaletach. To jest o tyle nowatorskie rozwiązanie, że przepisy nakazują wyrzucać je na zewnątrz. Tu jednak udało się je obejść – ciepłe powietrze przesyłane jest na poziom -1, gdzie trafia do pompy ciepła i ogrzewa budynek.
Do gmin inwestujących w odnawialne źródła energii dołączyły Kisielice w Warmińsko-Mazurskiem. Od ponad 10 lat gmina jest samowystarczalna – elektrownie wiatrowe i opalana biomasą kotłownia oraz biogazownia wytwarzają więcej ciepła, niż potrzeba w całej gminie. Z sieci energetycznej korzysta tylko wtedy, gdy słabo wieje.
Ale na tych rozwiązaniach skorzystał nie tylko budżet miasta. Dzięki ekologii do atmosfery trafia obecnie o 180 tys. CO2 mniej niż przed wprowadzeniem tych rozwiązań. Dla porównania – rocznie we Wrocławiu trafia do atmosfery 3,6 t CO2.
Dla detalistów
Choć to może wydawać się nieprawdopodobne, na alternatywne źródła zasilania może pozwolić sobie przeciętny Kowalski. – W ubiegłym roku założyłem na dachu panele słoneczne. Służą mi do ogrzewania wody od wiosny do jesieni – opowiada pan Dariusz z Lubelszczyzny. Dla niego to oszczędność kilkudziesięciu tysięcy złotych rocznie, bo pod jego dachem mieszka duża rodzina zastępcza – w sumie 10 osób.
 – Dobrze zaprojektowana instalacja produkująca energię z odnawialnych źródeł zwraca się już po kilkunastu latach, bo można skorzystać z dofinansowania inwestycji z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej – mówi Paweł Bartoszewski, ekspert z NFOŚiGW. Dzięki dotacji na ogniwa fotowoltaiczne niższe opłaty za energię ma też Magdalena Kosińska z Szczecina. – Po drugiej stronie granicy fotoogniwa ma co drugi dom. Ja też zawsze chciałam je mieć – opowiada. W styczniu ubiegłego roku napisała podanie o częściowe sfinansowanie instalacji z NFOŚiGW, a kilka tygodni później uzyskała wsparcie sięgające 40 proc. wartości inwestycji. W czerwcu już podpisała umowę na odbiór nadwyżek wyprodukowanego przez nią prądu z lokalnym dostawcą firmą Enea. – Co prawda na początku były problemy, bo firma naliczała mi opłaty za prąd, który sama wyprodukowałam, traktując go jak kupiony od niej. Uwzględniono jednak moją reklamację i dziś płacę rachunki czterokrotnie mniejsze niż w czasach przed inwestycją – chwali się pani Magda.
Zanim zainstalowała fotoogniwa, płaciła za energię elektryczną po 400–500 zł co dwa miesiące, a dziś ok. 100 zł.
– O finansowanie tego typu inwestycji mogą starać się osoby fizyczne, wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe. Należy zgłosić się do banku BOŚ SA lub do Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wspomóc mogą także gminy, o ile uczestniczą one w programie Prosument (wspiera budowę mikroinstalacji potrzebnych do korzystania z odnawialnych źródeł energii) – wyjaśnia Bartoszewski. – Kredyt preferencyjny wraz z dotacją może pokryć nawet 100 proc. kosztów inwestycji.
Dofinansowanie źródeł ciepła obejmuje zakup i instalację kotłów opalanych biomasą, pomp ciepła i kolektorów słonecznych o zainstalowanej mocy cieplnej do 300 kW. Dla umów zawartych do końca 2016 roku dotacja będzie wynosić 20 proc. kosztów, dla umów zaś zawartych później – 15 proc.
– Beneficjent programu Prosument może korzystać z net-meteringu – czyli rozliczenia z tytułu różnicy między ilością energii elektrycznej pobraną z sieci a ilością energii elektrycznej wprowadzoną do sieci. Może sprzedawać niewykorzystane nadwyżki energii do sieci za stawkę równą 100 proc. średniej ceny sprzedaży energii elektrycznej w poprzednim kwartale u danego dostawcy – tłumaczy Bartoszewski.
Magdalenę Kosińską instalacja kosztowała 40 tys. zł (razem z kredytem z BOŚ oprocentowanym 1 proc.). – Spodziewałam się, że raty za pożyczkę będą w wysokości zaoszczędzonych rachunków za prąd. Czyli że będzie to ok. 150 zł miesięcznie. Ale jak latem jest dużo słońca miesięcznie dodatkowo zarabiałam 50 zł – opowiada.
Tobiasz Adamczewski z WWF Polska (World Wild Fund for Natura) podkreśla, że instalacji pani Magdy nie można traktować tylko i wyłącznie w kategorii zmniejszenia kosztów utrzymania, ale też jako inwestycję w ekologię. – Rząd nie może takich osób zostawiać samym sobie, nie może im zabraniać używać węgla i nie wspierać przy korzystaniu ze zdrowych źródeł energii – tłumaczy.
 

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Czego pracownicy oczekują od szefa?

Skuteczna komunikacja to kompetencja, którą pracownicy cenią najbardziej u...

Warszawa. 14 850 paszportów wydano przez rok na Lotnisku Chopina

To już rok! Punkt paszportowy MSWiA na warszawskim lotnisku...

Świętowanie 20-lecia Polski w UE 

Z okazji 20-lecia członkostwa Polski w Unii Europejskiej odbędzie...

Polacy planują majówkę. Dużym powodzeniem cieszą się góry

Pierwsze wiosenne słońce i świetna pogoda wybudziły Polaków z...