Styczeń był rekordowym miesiącem pod względem produkcji energii z turbin wiatrowych. W całym miesiącu wytworzono ponad 2,5 TWh, co jest historycznym wynikiem. Tak duża produkcja oznacza, iż energetyka wiatrowa pracowała średnio z mocą blisko 3 500 MW, czyli z blisko 50 proc. produktywnością.
– Przy wystarczającym wietrze z 1 MW mocy zainstalowanej produkujemy 1 MW mocy wyjściowej. Wówczas lądowe elektrownie wiatrowe pokrywają około 30 proc. krajowego zapotrzebowania na prąd. To pokazuje, jak ważna jest ich rola w miksie energetycznym Polski – zaznacza Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Zaspokojenie trzeciej części polskiego zapotrzebowania na energię to wynik dający wyobrażenie o możliwościach produkcji zielonej energii. Tej jednak mogłoby być znacznie więcej. – Przez jedną błędną decyzję straciliśmy co najmniej 5 lat – mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, przypominając, że to ustawa wprowadzona przez rząd Beaty Szydło w 2016 roku całkowicie zamroziła rozwój lądowej energetyki wiatrowej.
PiS wprowadził tak zwaną regułę 10H, określającą minimalną odległość między budynkiem mieszkalnym a elektrownią wiatrową jako dziesięciokrotność wysokości instalacji. Innymi słowy, minimalna odległość budynków mieszkalnych od „wiatraków” liczących sobie 100 metrów w najwyższym punkcie nie powinna być mniejsza niż 1 kilometr.
W efekcie, jak zauważył Janusz Gajowiecki, sektor odnawialnych źródeł w Polsce nie wykorzystuje swojego potencjału. – Inwestycje, które dziś wchodzą w fazę budowy, to projekty rozpoczęte jeszcze przed wprowadzeniem zasady 10H. Po wejściu w życie ustawy nie rozpoczęła się praktycznie żadna nowa inwestycja wiatrowa w Polsce.
Aby mogła nastąpić zmiana, potrzebne jest nowe prawo.
– Bez złagodzenia zasady 10H w tym roku, Polska, nasi konsumenci i gospodarka będą mieli ogromne problemy. Nie tylko cały przemysł zaprzepaści szanse rozwoju i podniesienia konkurencyjności – stracą też obywatele, którzy już dziś mierzą się z drakońskimi podwyżkami cen prądu – zaznacza Janusz Gajowiecki.
Jak zwracają uwagę eksperci, budowa nowych farm wiatrowych, choć jest potrzebna, nie jest możliwa bez równoległych inwestycji w rozbudowę sieci przesyłowych.
– Możliwość rozwoju farm wiatrowych to jedno, ale mamy inny poważny problem do rozwiązania. Śmigła mogą się kręcić i napędzać produkcję prądu, ale to, co wyprodukuje taki wiatrak, musi trafić do sieci, a te dochodzą do granic swoich możliwości. Konieczna jest ich modernizacja. A to duże koszty. Potrzebne są też technologie magazynujące. Kłopot w tym, że same w sobie są mało rentowne. Konieczne jest więc równoległe wsparcie dla ich rozwoju – podkreśla dr hab. Robert Zajdler, ekspert ds. energetycznych Instytutu Sobieskiego.
Źródło: oprac. za money.pl. Zdjęcie ilustracyjne – fot. Pixabay.