Większych korków nie będzie

Liczba samochodów osobowych zarejestrowanych w Polsce wynosi prawie 20 mln – wynika z najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego. Tymczasem, jak podaje Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców, prawo jazdy kategorii B ma w naszym kraju niespełna 18 mln osób. Nad Wisłą mamy więc więcej pojazdów niż kierowców. Z jednej strony to dobrze – więcej aut na ulice nie wyjedzie, ponieważ brakuje osób, które mogłyby nimi kierować. Z drugiej pokazuje to, że samochód już nie jest w Polsce luksusem. Na własne cztery kółka stać już praktycznie każdego pracującego Polaka. Dzięki temu zwiększa się komfort podróżowania. Ceną jest jednak powszechny samochodowy paraliż, w którym znalezienie wolnego miejsca parkingowego graniczy z cudem, a tempo poruszania się po centrach polskich miast według serwisu Korkowo.pl wynosi poniżej 40 km/h.
Co drugi Polak ma samochód
Archiwalne dane GUS pokazują, jak szybko w ostatnich latach rozwijał się polski rynek motoryzacyjny. W 1989 roku, czyli w momencie transformacji ustrojowej po naszych drogach jeździło niewiele ponad 300 tys. samochodów. Oznacza to, że na każdy tysiąc mieszkańców przypadało niespełna osiem pojazdów. W ciągu następnej dekady liczba zarejestrowanych pojazdów zwiększyła się ponad 30-krotnie. Kolejne lata to dalszy wzrost rynku, a w 2012 roku pod względem nasycenia dorównaliśmy w końcu unijnej średniej (487 samochodów na tysiąc mieszkańców). Dziś polski park samochodowy – pod względem wielkości – jest szósty w Europie. Oprócz 20 milionów osobówek, zarejestrowanych jest jeszcze przeszło 3,2 mln aut dostawczych i ciężarowych oraz prawie tyle samo motocykli i motorowerów.
Zdaniem Instytutu Samar w rzeczywistości aut może być nieco mniej. W bazie CEPiK są bowiem też pojazdy, które już dawno wypadły z eksploatacji, ale ich właściciele nie zgłosili tego urzędowi. Po korekcie liczba samochodów jeżdżących po polskich drogach szacowana jest na niespełna 19 milionów.
Choć polski rynek motoryzacyjny jest już niemal całkowicie nasycony, branża nie musi się obawiać kryzysu. Aspiracje Polaków sięgają bowiem znacznie wyżej niż tylko posiadanie jakiegokolwiek samochodu. Teraz celem jest już nie po prostu kupno auta, ale nabycie lepszego i nowszego modelu. Pod tym względem wciąż daleko nam do najbogatszych gospodarek Europy i świata. Według CEPiK przeciętny Polak jeździ prawie 16-letnim autem. Tych nowych (do dwóch lat) jest niespełna 5 proc. Tymczasem statystyczny Niemiec czy Francuz korzysta z samochodu, który jest dwa razy młodszy.
Czyste liczniki
Trend ku nowym autom potwierdzają dane Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Według nich w 2015 roku zarejestrowano w naszym kraju ponad 408 tys. nowych samochodów osobowych i dostawczych. To najlepszy wynik od czasu wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej w 2004 roku. W tym roku oczekiwany jest dalszy, 10-procentowy wzrost.
Na polskim rynku motoryzacyjnym wciąż dominuje jednak sprzedaż samochodów używanych. Liczba rejestracji aut używanych niemal dwukrotnie przewyższa liczbę nowych. Analitycy Motoraportera ustalili, że jeśli przeciętny Polak zamierza kupić samochód, prawdopodobnie będzie to 12-letnia konstrukcja z przeszło 150 tys. km przebiegu. W większości przypadków uda się po niego do komisu albo na giełdę samochodową. Co ciekawe, w przeszło połowie przypadków Kowalski kupi pojazd, który okaże się być niezgodny z opisem i najprawdopodobniej będzie miał cofnięty licznik (35 proc.). To specyfika rynku wtórnego.
Polskie firmy nie są polskie
Polska branża motoryzacyjna to nie tylko produkcja samochodów. Miejsce w niej mają także zakłady naprawcze, stacje benzynowe, myjnie czy dostawcy akcesoriów samochodowych. W szeroko rozumianej branży automotive pracuje w naszym kraju przeszło 760 tys. osób, a jej wartość w ubiegłym roku szacowana była na przeszło 150 mld zł (blisko 9 proc. polskiego PKB). Patrząc na statystyki dotyczące polskiego rynku motoryzacyjnego, możemy dojść do wniosku, że świat dosłownie zabija się o nasze samochody. Przed rokiem w polskich zakładach wyprodukowano prawie 500 tys. aut, z czego większość trafiła na eksport. Nasze firmy otrzymały za to niemal 6 mld euro. Wpływy z eksportu części samochodowych i silników były jeszcze wyższe i wyniosły ponad 11 mld euro. Pojawia się jednak pytanie, czy to aby na pewno polskie firmy?
Nad Wisłą już od dawna nie produkuje się seryjnie własnej marki samochodów osobowych. Ostatnia syrena zjechała z taśm montażowych w 1983 roku. Dłużej produkowano polonezy, czyli następców fiata 125p. Przestano je montować w 2002 roku. Dwa lata wcześniej skończyła się produkcja fiatów 126p. Należy jednak dodać, że popularne „maluchy” nie były dziełem rodzimej myśli technicznej, lecz efektem nabycia praw licencyjnych od włoskiego Fiata. Nie przeszkodziło to jednak w tym, aby fiat 126p stał się symbolem polskiego przemysłu motoryzacyjnego. W sumie w ciągu 27 lat w naszym kraju wyprodukowano ponad 3,1 mln „maluchów”. W latach 80. i 90. był to bezsprzecznie najpopularniejszy samochód jeżdżący po polskich drogach.
Z biegiem lat państwowe przedsiębiorstwa mające swoje korzenie w głębokim PRL-u zostały zastąpione polskimi oddziałami zagranicznych koncernów motoryzacyjnych. Na liście 100 największych przedsiębiorstw działających w naszym kraju w ścisłej czołówce znajdują się m.in. Fiat Auto Poland oraz Volkswagen Poznań. W 2014 roku miały odpowiednio 13,2 mld i 9,4 mld zł przychodów, a ich zyski liczone były w setkach milionów złotych. W tym samym czasie warszawskie zakłady FSO są martwe. Choć na papierze polski producent nadal działa, to taśm montażowych fabryki już od przeszło pięciu lat nie opuściło żadne auto.
Cały Meksyk stoi w korku
W latach 90. po Polsce jeździło mało samochodów. Niemal nie było dróg szybkiego ruchu. Wybudowano je tak naprawdę w ostatnich 15 latach. Jeszcze w 2000 roku długość krajowej sieci autostrad i dróg ekspresowych miała nie więcej niż 500 km. Dziś kierowcy jeżdżą po ponad 3,2 tys. km, a kolejny tysiąc się buduje.
Kiedy podzielimy liczbę zarejestrowanych pojazdów przez długość polskiej sieci drogowej (ok. 420 tys. km), okaże się, że na każdy kilometr drogi przypada niecałe 60 pojazdów. To wyraźnie więcej, niż np. w Stanach Zjednoczonych czy Francji, gdzie ten wskaźnik wynosi ok. 40. Z bazy danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) wiemy, że najgęściej jest na ulicach Włoch, Meksyku czy Wielkiej Brytanii. Tam na każdy kilometr sieci drogowej przypada od 90 do ponad 100 pojazdów. Oznacza to statystycznie jeden samochód co 10 metrów! Gdyby wszyscy włoscy i brytyjscy kierowcy chcieli udać się w tym samym czasie w to samo miejsce, byłoby to praktycznie niemożliwe. Stanęliby w jednym gigantycznym korku obejmującym cała krajową sieć drogową! Na szczęście ta czarna wizja raczej nigdy się nie spełni. Kierowcy poruszają się o różnych porach dnia i na różnych trasach. Poza tym są też drogi szersze niż tylko jeden pas.
Odroczona rewolucja
Na upowszechnienie samochodów z napędem elektrycznym przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Głównym powodem jest zapaść na rynku ropy naftowej, a w konsekwencji spadki cen paliw w większości krajów świata. Kiedy kierowcy mogą tankować tanio, raczej nie będą rozglądać się za oszczędnościami w postaci auta elektrycznego. Rozwój tego segmentu hamuje także lobby producentów pojazdów z tradycyjnym napędem oraz koncerny petrochemiczne. Dla nich auta elektryczne oznaczają mniejsze zyski. Barierą jest również sama technologia oraz wysoka cena takiego pojazdu. Przeciętny samochód napędzany silnikiem elektrycznym pozwala przejechać na jednym ładowaniu najwyżej 150 km, przy czym kosztuje sporo ponad 100 tys. zł. Co prawda flagowy model S amerykańskiej Tesli dysponuje zasięgiem ponad 400 km i może poruszać się nawet 200 km/h, ale też kosztuje aż 300 tys. zł. Na razie pojazdy elektryczne sprawdzają się więc jedynie jako auta typowo miejskie. W przypadku dłuższych tras – już niekoniecznie.
Hybrydy popularniejsze
Znacznie lepiej radzą sobie natomiast tzw. hybrydy, czyli samochody, gdzie wykorzystany jest zarówno silnik spalinowy, jak i elektryczny. Auto wyposażone w taki napęd mniej zanieczyszcza środowisko. Jest także tańsze w eksploatacji. Wadą jest jednak wyższa niż w przypadku standardowych aut cena.
Polski rynek samochodów z napędem hybrydowym, choć niewielki, dynamicznie rośnie. Według Instytutu Samar w ubiegłym roku zarejestrowano w Polsce ponad 5,5 tys. hybryd – o prawie 40 proc. więcej niż rok wcześniej. Na krajowym rynku liczy się właściwie tylko Toyota (70 proc. udziału – w rynku). W skali całego świata konkurencja jest już większa, a oprócz japońskiej marki o klientów walczą m.in.: Lexus, Hyundai oraz Ford. Według prognoz w tym roku globalna sprzedaż przekroczy 20 mln pojazdów, a tylko w Stanach Zjednoczonych aż 3 proc. wszystkich samochodów będzie wyposażonych w napęd hybrydowy.
Tak dobre wyniki sprzedaży hybryd to dla producentów aut elektrycznych w dalszym ciągu odległe marzenie. Nad Wisłą sprzedano w ubiegłym roku raptem kilkaset sztuk samochodów zasilanych energią elektryczną. Według Frost & Sullivan w skali całego świata jest to natomiast zaledwie 0,5 mln pojazdów, czyli niewiele ponad 0,5 proc. łącznej sprzedaży samochodów.
Do przełomu konieczne są akumulatory zapewniające zdecydowanie większy zasięg, wyraźnie niższa niż obecnie cena oraz przede wszystkim droższa ropa. Na to się jednak na razie nie zanosi.

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

To już ostatni dzwonek by rozliczyć PIT! 

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z...

HoReCa – gastronomia ma problemy, hotele są w lepszej kondycji

Blisko 13,6 tys. obiektów noclegowych, restauracji i firm cateringowych...

Polacy w średnim wieku mają największe problemy finansowe

Zaległości konsumentów, widniejące w Krajowym Rejestrze Długów, wynoszą obecnie...

Miliardowy problem samorządów. Czy wybory coś zmienią?

Rosnące długi wobec samorządów stają się coraz większym problemem....