Zadłużajmy się z głową

Z jednej strony, przy obecnych – historycznie najniższych – stopach procentowych Narodowego Banku Polskiego trudno znaleźć na bankowym rynku atrakcyjną lokatę. Z drugiej strony, gdy udamy się po kredyt, naliczane nam koszty obsługi też nie są atrakcyjne.
To on nas bardziej potrzebuje
Idąc do banku, nastawmy się pozytywnie (nie mylić z optymizmem). To pozytywne nastawienie polega na świadomości, że to bank nas bardziej potrzebuje niż my banku, chociaż wiem z autopsji, że uruchomienie takiego myślenia bywa trudne. Ale prawda jest taka, że to bank musi zarabiać, a najlepiej na tym wychodzi, gdy udziela kredytów. Na kredytach zarabia bank, ale dzięki prowizjom zarabiają też jego pracownicy obsługujący kredytobiorców. Szybko się o tym przekonamy, gdy będziemy – bez podjęcia decyzji – opuszczać stanowisko doradcy. Tuż przed naszym wyjściem przedstawi on (ona) bardziej atrakcyjną ofertę, a gdy jej nie przyjmiemy, już w domu usłyszymy w telefonie glos tego samego doradcy, który będzie nas ponownie zapraszał i mówił o nowej promocji. Zapyta też o to, kiedy może dzwonić kolejny raz. Grajmy więc na zwłokę, bo to może się nam opłacać.
Do banku weź dowód osobisty
Idąc do banku, choćby na wstępne rozeznanie związane z ewentualnym kredytem, pamiętajmy, żeby zabrać ze sobą dowód osobisty. Prawie każdy konsultant klienta o niego prosi, żeby wiarygodnie sprawdzić to, co nazywa się naszą zdolnością kredytową. Faktycznie chodzi mu o to, aby wpisując dane potencjalnego klienta, sprawdzić, ile już ma na swoim koncie długu i jak go spłaca. Przyciskając odpowiedni klawisz w swoim komputerze te wiadomości szybko uzyska – włącznie z możliwościami naszych kart kredytowych, które też są w rubryce dług. Lepiej więc powiedzieć prawdę, jaki dług już jest na naszym koncie i jakie karty mamy w portfelu oraz raty za telewizor lub sprzęt AGD. Prawda to nasze – jak powiedziałby klasyk – „plusy dodatnie”, nawet przy bardzo ujemnym koncie. W banku, w którym masz swoje konto osobiste, jesteś w dużo lepszej sytuacji, niż w banku, którego próg przekroczyłeś po raz pierwszy. Nie chodzi o w tym przypadku o osobiste znajomości, ale o historię klienta – potencjalnego dłużnika. Doradca kredytowy widzi na ekranie komputera nasze wpływy i wydatki. Nie musi pytać, czy płacimy alimenty i jak łatwo trwonimy kasę w barach czy restauracjach, płacąc kartą.
Udając się natomiast do oddziału banku, którego reklamę kredytów widzieliśmy w telewizji czy usłyszeliśmy w radiu, dobrze mieć przy sobie np. wydruk z konta osobistego, PIT, czyli roczne zeznanie podatkowe (jeden bank to szczególnie lubi), zaświadczenie z ZUS lub KRUS o wysokości renty czy emerytury lub umowę o pracę, nawet gdy jest ona okresowa lub o dzieło (czytaj śmieciówka). W trudnej dla siebie sytuacji finansowej nie dzwońmy po bardzo drogą chwilówkę, bo banki mogą nas wesprzeć na znacznie lepszych od tzw. kas warunkach. Pamiętajmy również, że zakupy ratalne to też forma kredytowania i każdy dokument wykazujący, że zarabiamy pieniądze, może być przydatny przy zawieraniu umowy.
Bez żony lub męża się nie obejdzie
Jeszcze jedno. Osoby żyjące w formalnym związku małżeńskim nie otrzymają kredytowego wsparcia bez obecności w banku współmałżonka. On i jego zarobki są jednym z elementów naszej zdolności kredytowej. Jego czy jej wydruk z bankowego konta czy PIT są ważnym argumentem w negocjacjach. Żaden wykręt o oddzielnym gospodarowaniu nie pomoże. Trzeba pokazać akt notarialny o rozdzielności majątkowej.
I jeszcze jedno. Gdy chcemy skorzystać z kredytu w banku, który nie prowadzi naszego rachunku, zapewniajmy, że ten rachunek do niego przeniesiemy. Będą niższe odsetki albo niższa prowizja.
Czas trwania kredytu
Informując doradcę o tym, jak wysokiego kredytu potrzebujemy i jak długo go chcemy spłacać, musimy dodać cel naszej pożyczki. Najlepiej prawdziwy, to też podnosi naszą wiarygodność. Doradca kontynuuje rozmowę, sprawdzając to, co dla niego najważniejsze. Naszą zdolność kredytową. Bywa, że po takim sprawdzeniu informuje nas, że daną kwotę to my możemy otrzymać, ale będziemy ją spłacać nie przez dwa lata, jak chcemy, ale przez 48 miesięcy. Tu nie wietrzmy chęci większego zarobku banku. To wydłużenie spłaty wynikać może z realnej oceny naszych możliwości spłacania.
Oprocentowanie stałe czy zmienne
Dość szybko otrzymujemy też informację o tym, jak atrakcyjne będzie oprocentowanie naszego kredytu. Dociera do naszego ucha np. 6,9 proc. czy 8,8 proc. To chwyt handlowy, bo pozostaje w pamięci ta pierwsza cyfra, a faktycznie to prawie 1 punkt procentowy więcej. Kolejny krok – powinniśmy się dowiedzieć, czy jest ono stałe czy zmienne. W obecnej sytuacji przy ogólnie niskich stopach procentowych wybierajmy stałe, ale takiej propozycji prawdopodobnie nie będzie.
Prowizja
Pierwszą pozycją w kosztach, którą trzeba sprawdzić, jest prowizja bankowa (część z niej trafia później do doradcy). Prowizyjny rozrzut jest w bankowości bardzo duży. O dwóch procentach nigdzie nie słyszałem, ale 4 proc. to praktycznie norma. W jednym znanym banku, przy 20 tys. zł na dwa lata zaproponowano mi aż 6 proc. prowizji. Do niedawna banki tę prowizję pobierały na starcie. Czyli, gdy miałem podpisać umowę np. na kredyt 100 tys. zł, to mogłem otrzymać tylko 96 tys. zł. Potrzebowałem kiedyś okrągłą stówę, więc tę ofertę wykluczyłem. Teraz banki wzięły się na sposób i prowizji nie odpisują od naszej wypłaty, a dopisują do naszego długu. W tamtym przypadku otrzymałbym stówę, a byłbym na starcie zadłużony na 104 tys. zł. My się cieszymy, że otrzymujemy całość, a oni – bankowcy – od tej pobranej prowizji naliczają sobie odsetki. No i wilk syty, a owca cała.
Ubezpieczenie
Kolejny niebagatelny koszt kredytu to jego ubezpieczenie. Znając wpadki naszej bankowości i przeczuwając sytuacje losowe, jest to nawet logiczne. Podejście każdego banku do kwestii ubezpieczenia jest jednak bardzo zróżnicowane. W jednym z banków, gdy podałem swój PESEL, uznano, że jestem tak stary i mam tak dobrą emeryturę, że ubezpieczać kredytu nie muszę – co mnie pozytywnie zaskoczyło. W innym usłyszałem, że gdybym przyszedł miesiąc wcześniej, nie musiałbym kredytu ubezpieczać (przekroczyłem niebezpieczną granicę wieku). A w jednym z niemieckich banków usłyszałem: u nas każdy kredyt musi być ubezpieczony i wynosi to 12 proc. jego kwoty.
Ważne! Kwotę ubezpieczenia można skutecznie negocjować. W jednym z banków wyliczono mi koszt ubezpieczenia (20 tys. zł) na 1745 zł. Było ono od śmierci lub choroby, ale gdy powiedziałem, że umrzeć to ja oczywiście mogę, ale gdy zachoruję, to emerytura moja będzie nadal spływać, doradca zmienił ofertę kosztu ubezpieczenia na 1127 zł. To już istotna różnica.
Opłata za przygotowanie wniosku
Na tym jednak nie koniec z kosztami. W głośno reklamującym swoją ofertę kredytową banku usłyszałem na końcu rozmowy: pobieramy jeszcze 70 zł za przygotowanie i rozpatrzenie wniosku oraz sporządzenie i zawarcie umowy. To niby drobiazg, ale też może zdenerwować. Okazało się jednak, że tego typu opłatę za przygotowanie wniosku pobiera wiele banków i trzeba ją zazwyczaj uiścić przed sporządzeniem takiego dokumentu.
Ofertę weź na piśmie
Radzę zawsze prosić o całość oferty na piśmie i pójść z nią do domu, aby spokojnie ją przeanalizować. A najlepiej odwiedzić kilka oddziałów różnych banków, porównać otrzymane oferty i wybrać z nich najlepszą. Porównanie jest proste. Na końcu każdej z nich jest pozycja: całkowity koszt kredytu lub całkowita kwota do spłaty. Liczby mówią wszystko.
Stała rata kapitałowa
Banki zazwyczaj proponują kredyt ze stałą ratą spłaty. To ich chwyt psychologiczny, na który ja też się nabrałem. Poprośmy o wydruk oferty ze stałą ratą kapitałową. Przekonacie się, że te liczby na końcu oferty dotyczące całkowitego kosztu będą przemawiać za tą drugą opcją, chociaż pierwsze raty będą wyższe, ale odsetki z czasem będą maleć, a przy tej pierwszej opcji bezsensownie spłacamy odsetki od odsetek.
Już po podpisaniu umowy i otrzymaniu potrzebnych nam środków, gdy się jednak przekonamy, że nasz wybór nie był najlepszy, możemy coś poprawić. Banki proponują tzw. kredyt konsolidacyjny, czyli kredytem z tego drugiego banku spłacamy swoje pierwotne zadłużenie. Ale też dokładnie przeanalizujmy wszystkie pozycje kosztów. I jeszcze jedno. Nie patrzmy na niektóre banki, że niby one to są dla wybranych klientów. Np. banki spółdzielcze nie obsługują tylko rolników i przetwórców żywności. Od nich też możemy otrzymać kredyt, a konsolidacyjne udzielają na nieco innych, czasem atrakcyjnych dla nas, zasadach. Życzę skutecznych negocjacji.
 

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

To już ostatni dzwonek by rozliczyć PIT! 

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z...

HoReCa – gastronomia ma problemy, hotele są w lepszej kondycji

Blisko 13,6 tys. obiektów noclegowych, restauracji i firm cateringowych...

Polacy w średnim wieku mają największe problemy finansowe

Zaległości konsumentów, widniejące w Krajowym Rejestrze Długów, wynoszą obecnie...

Miliardowy problem samorządów. Czy wybory coś zmienią?

Rosnące długi wobec samorządów stają się coraz większym problemem....