Agresywni gracze: rząd i OFE

Ponad połowa oszczędności Polaków zgromadzonych w otwartych funduszach emerytalnych wyparowała po raz pierwszy w 2014 roku za sprawą reformy systemu emerytalnego. Pieniądze miały gwarantować wpłacającym je ludziom wysokie emerytury w przyszłości, tymczasem rząd umorzył trzymane przez siebie w OFE papiery wartościowe i zastąpił je wirtualnym zapisem na kontach ZUS.
Wysokie ryzyko
Większość akcji OFE to udziały w spółkach notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, choć fundusze od dwóch lat mogą kupować także akcje zagranicznych przedsiębiorstw. Nie inwestują natomiast w obligacje Skarbu Państwa, bo mają zakaz. Z jednej strony to znacznie ogranicza ich pole manewru, z drugiej, i tak przecież nie mogą działać swobodnie. Barierę stanowią rząd i sama giełda. Gdyby OFE bowiem zechciały zmniejszyć swoje zaangażowanie w akcje, musiałyby je sprzedać podczas sesji giełdowej. A to przecież doprowadziłoby do nieuchronnych strat funduszy. Władza, reformując system emerytalny, przygotowała się na taki scenariusz. W pierwszym roku OFE musiały posiadać w portfelu co najmniej 75 proc. papierów spółek giełdowych. Choć obecnie próg wynosi już tylko 35 proc. (od 2018 roku limit zupełnie zniknie), zarządzający funduszami z obawy przed spadkiem cen posiadanych akcji wcale nie kwapią się z ich sprzedażą.
Podobny profil ryzyka do OFE mają jedynie najbardziej agresywne fundusze inwestycyjne działające na polskim rynku. Różnica polega jednak na tym, że w nich klient jest dokładnie informowany o czyhającym zagrożeniu. Natomiast w przypadku drugiego filara pieniądze nie mają służyć spekulacji, a być zabezpieczeniem przyszłych emerytur. Tymczasem przy tak wysokim poziomie ryzyka wystarczy jeden giełdowy krach, by zebrane w OFE środki wyparowały.
Początek erozji
To, że wysokie ryzyko istnieje, pokazuje ostatni kryzys finansowy, który wybuchł pod koniec 2007 roku. W reakcji na niego zarządzający OFE – podobnie jak większość inwestorów – ulegli panice, sprzedając w pośpiechu posiadane aktywa. 12 miesięcy później wartość kapitałów zebranych w drugim filarze zmniejszyła się o 25–30 proc. Wówczas fundusze działały jednak znacznie ostrożniej. Ich portfele składały się jedynie w jednej trzeciej z akcji. Reszta ulokowana była w obligacjach lub trzymana w gotówce. Gdyby kryzys pojawił się dzisiaj, straty OFE byłby dwukrotnie większe.
Zachowawcze inwestycje
Obrońcy OFE w czasie kryzysu przypomnieli sobie o istnieniu tzw. minimalnej wymaganej stopy zwrotu. Przepis taki miał zachęcić menedżerów do efektywniejszej pracy. Gdyby wyniki inwestycyjne danego funduszu rażąco różniły się od przeciętnej dla całego rynku, zarządzający miał trafić na dywanik, a źle zarządzany fundusz w razie potrzeby otrzymałby zastrzyk finansowy z Funduszu Gwarancyjnego lub od Skarbu Państwa, żeby chronić pieniądze przyszłych emerytów. Dla oszczędzających nie jest to jednak żadna pociecha. Jeśli mamy krach, na wartości traci cały rynek. Udzielane gwarancje mają za zadanie wyrównać jedynie niedobór między najgorszymi OFE a średnią stopą zwrotu uzyskaną przez wszystkie z nich. A ta może być przecież ujemna!
Na wszelki wypadek zarządzający OFE starają się jednak nie wychylać. Kiedy przyjrzymy się strukturze ich aktywów, zobaczymy, że ich trzon stanowią akcje największych państwowych spółek. Wszystkie OFE działające na polskim rynku posiadają udziały w PKN Orlen, PGNiG, PGE oraz KGHM. To sprawia, że ich portfele różnią się od siebie jedynie w niewielkim stopniu, a co za tym idzie uzyskiwane wyniki również są zbliżone. W przypadku trzyletnich stóp zwrotu (takie do publicznej wiadomości podaje Komisja Nadzoru Finansowego) różnica między najlepszym a najsłabszym OFE zamyka się w 6–7 proc. Dzięki obecnemu sposobowi zarządzania
fundusze co prawda nie podpadają regulatorowi (z powodu nieosiągnięcia minimalnej wymaganej stopy zwrotu), jednak skazują przyszłe emerytury Polaków na przeciętność. Dla porównania, prywatne fundusze inwestycyjne zarządzają posiadanymi środkami w dużo bardziej urozmaicony sposób. Uzyskują także zdecydowanie różne stopy zwrotu. W segmencie uniwersalnych funduszy akcji polskich (mają zbliżony profil ryzyka do OFE) najlepszy z nich zarobił w ostatnich trzech latach przeszło 30 proc. Najsłabszy był ponad 20 proc. pod kreską. Przeciętna dla całego rynku wyniosła natomiast 8 proc.
Prawdziwe pieniądze kontra wirtualne
Być może w rządzie zapanuje przekonanie, że OFE nie są już gospodarce potrzebne. Większość państwowych spółek została sprywatyzowana, a polski rynek kapitałowy zdążył wypracować stabilną pozycję regionalnego lidera. Marginalna jest także ich rola w istniejącym systemie emerytalnym – z opłacanych składek tylko 15 proc. trafia do OFE. Reszta idzie na konta ZUS. W 2013 roku przeciętna wysokość świadczenia wypłacanego przez OFE wynosiła niespełna 100 zł. Stanowiło to zaledwie 5 proc. wartości średniej emerytury wypłacanej w tamtym czasie. Tak niskie uposażenie wynikało jednak z krótkiego czasu oszczędzania. Pierwsze osoby dostały emerytury kapitałowe już po 10 latach od czasu przystąpienia do drugiego filara. Docelowo statystyczny Polak pracuje natomiast znacznie dłużej, bo przez 35 lat. Gdyby średnia stopa zwrotu z OFE utrzymała się przez cały ten czas na średnim poziomie z lat 2000–2012 (przeciętna wynosi 6,6 proc. rocznie), wówczas w momencie przejścia na emeryturę oszczędzający otrzymywałby kwotę zbliżoną, a nawet większą, do tej, którą zapewnia ZUS. Co jednak najważniejsze – pieniądze w ZUS są jedynie wirtualne. Te na kontach OFE jak najbardziej prawdziwe.
Rząd nie boi się piekła
Wyliczenia wyższych emerytur z OFE to już tylko gdybanie, a rząd najwidoczniej nie uznaje przysłowia „Kto daje i odbiera…”. Reformując po raz pierwszy polski system emerytalny sprawił, że od 1999 roku do OFE napłynęło ponad 200 mld zł, a dzięki zyskownym inwestycjom ta kwota po 15 latach wzrosła jeszcze o połowę. W 2014 roku w trakcie toczącej się gry rząd zmienił jednak zasady funkcjonowania OFE i umorzył wszystkie obligacje skarbowe, z których pochodziły środki na wypłatę bieżących i przyszłych emerytur. Łącznie było to ponad 150 mld zł, czyli przeszło połowa wszystkiego co posiadały fundusze. Nie to było jednak najbardziej dotkliwe. Wskutek zmian liczba osób płacących składki w ramach drugiego filara spadła z 14 mln do zaledwie 2,5 mln. Strumień pieniędzy, który do tej pory bardzo wspierał polski rynek finansowy praktycznie wysechł. Dziś zamiast 1–2 mld zł miesięcznie trafia do OFE zaledwie 250–270 mln zł. Jakby tego było mało, jako element reformy rząd wprowadził tzw. suwak bezpieczeństwa. To mechanizm polegający na tym, że na 10 lat przed osiągnięciem przez płatnika wieku emerytalnego, część pieniędzy zgromadzonych przez niego w OFE przekazywana jest do ZUS. W zamyśle ma gwarantować to większe bezpieczeństwo środków, z których wypłacane będą emerytury. W praktyce chodzi raczej o pozyskanie funduszy na finansowanie bieżących potrzeb ZUS. Już teraz – w ramach suwaka – OFE co miesiąc muszą przelewać 300–350 mln zł. Jeśli zestawimy to z sumą, która zasila ich konta, okaże się, że w drugim filarze jest deficyt. Obecnie OFE nie tylko nie pomagają giełdzie, ale wręcz jej szkodzą. Aby zdobyć brakujące środki na obsługę „suwaka”, muszą sprzedawać posiadane akcje bezpośrednio na rynku – tylko w lutym 2016 roku pozbyły się papierów o wartości przeszło 230 mln zł.
OFE do lamusa?
Rząd, reformując w 2014 roku system emerytalny, zupełnie zmarginalizował rolę OFE. Pieniądze oszczędzających zamiast być inwestowane i podlegać kapitalizacji, będą przelewane do ZUS, gdzie od razu będą wypłacane w postaci bieżących emerytur. „Suwak bezpieczeństwa” zawęził też horyzont inwestycyjny, jaki posiadają zarządzający otwartych funduszy emerytalnych. Mają o 10 lat mniej, by pomnożyć kapitał przyszłych emerytów. Jeśli dodatkowo napatoczy się giełdowa bessa i wartość inwestowanych środków spadnie, będzie to gwóźdź do trumny. W ostatnim roku aktywa OFE już straciły od 10 do 15 proc. Teraz wystarczy, że spadki będą kontynuowane, a państwo zyska wygodny argument do wycofania wszystkich pieniędzy zgromadzonych w OFE i przelania ich do ZUS pod pretekstem ratowania tego, co w nich jeszcze zostało, i dbania o przyszłe emerytury. W rzeczywistości pieniądze od razu zasilą konta bieżących emerytów.

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Uchodźcy na rynku pracy

Norwegia jest jednym z europejskich liderów, która rozwija różnorodne...

Będzie większy wybór mieszkań, ale ceny wzrosną – prognozy na II kwartał 2024

Zła informacja dla kupujących jest taka, że ceny mieszkań...

Dlaczego warto zatrudniać freelancerów?

Około 20% firm zarejestrowanych na miedzynarodowym portalu Freelancehunt.com zatrudnia...

Własna działalność lub kontrakt. Etat wychodzi z mody

Autorzy serwisu CVeasy.pl zbadali rynek pracy niezależnej w Polsce....