Hodowle długów

Czas to pieniądz. Także w przypadku długów. Dlaczego? Bo dłużnik musi płacić wierzycielowi odsetki. Od stycznia 2016 roku ustawowe odsetki wynoszą 5 proc. w skali roku. A te za opóźnienie – 7 proc. Im dłużej wierzyciel czeka na pieniądze, tym więcej zapłaci dłużnik. Są tacy, którzy potrafią wykorzystać to. Bywa też tak, że sami wierzyciele produkują dług, którego być nie powinno, lub traktują czyjeś zobowiązanie jak lokatę bankową z całkiem niezłym oprocentowaniem. Tu muszę zrobić pewne zastrzeżenie: nie staję w obronie nierzetelnych dłużników. Uważam, że długi trzeba spłacać, a odsetki to konieczna rekompensata za niespłacone na czas zobowiązania.
Pompowanie
„Baloniku nasz malutki rośnij duży okrąglutki…” tak brzmią słowa piosenki śpiewanej za moich czasów w przedszkolach. Ale wystarczy zamiast słowa „balonik” wstawić słowo „dług” i w sam raz pasują do sytuacji, które chcę opisać. Nadmuchiwanie długu to praktyka dość powszechna. Oczywiście firmy windykacyjne i skupujące długi, banki, a nawet ubezpieczyciele, czyli generalnie wierzyciele (także prywatni), którzy coś takiego robią, zawsze tłumaczą, że winę za rosnące odsetki ponosi nieuczciwy dłużnik. A jeśli już takie tłumaczenie nie wytrzymuje krytyki to jest to po prostu pomyłka lub niezamierzony błąd ich pracownika. Sposobów na nadmuchanie długu jest wiele. Wszystkie są dość wyrafinowane i robione tak, by prawo obejść, a nie złamać. A nawet w 100 procentach zgodnie z przepisami. Wyszukałam w listach od czytelników i w prasie historie najbardziej bulwersujące. Ku przestrodze.
Na leniwca
Były policjant z Legnicy ma dziś do spłacenia ponad 30 tys. zł, choć tak zwana wierzytelność główna wynosi tylko 15 tys. zł. Drugie tyle to odsetki. Firma ubezpieczeniowa cztery lata zwlekała ze zwróceniem się do komornika o egzekucję należnych jej pieniędzy, a w tym czasie odsetki od niezapłaconej kwoty przekroczyły połowę podstawowego długu. Zaczęło się od policyjnej polisy ubezpieczeniowej. – W marcu 2004 roku podpisałem umowę ubezpieczenia od skutków zawieszenia dyscyplinarnego. Tak robi i robiło wielu policjantów. Na wypadek, gdyby któryś z nas został zawieszony w obowiązkach. Wtedy policja płaci mi tylko jedną drugą wynagrodzenia. A z polisy (jako odszkodowanie) ubezpieczyciel wypłaca mi drugą część pensji – opowiada. W umowie podpisanej przez funkcjonariusza, jak twierdzi ubezpieczyciel, był warunek: jeśli policjant zostanie skazany prawomocnym wyrokiem, musi oddać pieniądze. Od 2008 roku policjant w sumie dostał od ubezpieczyciela 15 tys. zł. Nie zwrócił ich po skazującym wyroku i odejściu ze służby. – Nie wiem, jak to się stało, ale nie wiedziałem, że mam taki obowiązek – wyjaśnia funkcjonariusz. – W tej naszej policyjnej polisie co najmniej kilka razy zmieniano warunki. Z tego, co pamiętam, kiedy ją wprowadzono w 2001 roku, nie trzeba było zwracać odszkodowania. Zmiany weszły chyba w 2008 lub 2009 roku. Do mnie nie dotarła też żadna informacja od ubezpieczyciela, że mam dług. A do tego w tym czasie przeprowadziłem się i zmieniłem adres.
Po nakaz zapłaty ubezpieczyciel poszedł do Sądu Rejonowego w Legnicy dopiero rok po prawomocnym skazaniu funkcjonariusza. Otrzymał go 9 listopada 2011 roku, a trzy miesiące później ten sam sąd, na wniosek ubezpieczyciela, nadał mu klauzulę wykonalności i firma ubezpieczeniowa mogła pójść do komornika. Ale nie poszła. Zrobiła to dopiero w połowie 2015 roku. Brak zainteresowania długiem firma tłumaczy tym, że dział windykacji miał nieaktualny adres dłużnika, na który wysyłał pisma. Przez cały czas odsetki od niezwróconego odszkodowania rosły i rosły. Pod koniec ubiegłego roku pełnomocniczce policjanta udało się przekonać legnicki sąd, że postępowanie windykacyjno-egzekucyjne było źle prowadzone, bo wezwania do zapłaty, pisma z sądu, np. nakaz zapłaty, nie docierały do funkcjonariusza. Dlatego sąd zdecydował się ponownie zająć sprawą i orzec, czy policjant powinien zwrócić odszkodowanie i ile pieniędzy ma zwrócić. Postępowanie komornicze na razie jest zawieszone. Ale na kolejną rozprawę trzeba czekać dwa miesiące, a dług nadal rośnie.
Na zobowiązanie naturalne
Bank żąda od swego byłego klienta karnych odsetek od niespłaconego w terminie kredytu. Wpisał go na listę dłużników, zażądał pieniędzy, choć dłużnik wszystko już spłacił. W 2005 roku częstochowianin wziął kredyt na 2,5 tys. zł. Miał kłopoty ze spłatą. I dlatego w 2008 roku bank wystawił mu tytuł egzekucyjny, żądając 4569 zł, z czego ponad 2 tys. zł to odsetki. Skąd się wzięły? Tego, jak je wyliczył, bank nie tłumaczył. Za to zamierzał naliczać kolejne karne odsetki – rocznie 30,93 proc. od kwoty pożyczki. A co najważniejsze w tej sprawie kredytobiorca o niczym, jak mówi, nie wiedział. Sprawa trafiła do sądu, a ten w lipcu 2008 roku nadał tytułowi egzekucyjnemu klauzulę wykonalności. Jednak nie wszystkie bankowe roszczenia sąd uznał. Jedynie 2,5 tys. zł należności podstawowej i odsetki karne od czerwca 2008 roku. Sędzia stwierdził, że bank nie potrafi udowodnić, na jakiej podstawie naliczył odsetki do dnia wystawienia tytułu egzekucyjnego – prawie równowartość kwoty kredytu. Potem do października 2008 roku komornik ściągnął z dochodów klienta banku wszystkie zasądzone pieniądze, odsetki i koszty postępowania – ponad 3,3 tys. zł. Można by sądzić, że sprawa została zamknięta. Nic z tych rzeczy. Jesienią ubiegłego roku nasz bohater poszedł do innego banku po kredyt. Nie dostał go, bo się okazało, że figuruje na liście dłużników. Zdenerwowany zażądał wyjaśnień od poprzedniego kredytodawcy. I dostał: „Fakt wydania postanowienia nie zwalnia kredytobiorcy od spłaty pozostałego naturalnego zobowiązania”. Bohater tej historii nawet, nie rozumiał o co tu chodzi. Zobowiązanie naturalne? W prawie rzymskim zobowiązaniami naturalnymi nazywano długi zaciągnięte przez niewolnika, kobietę bez zgody męża oraz przegraną w grze hazardowej. Nie mogły być przymusowo egzekwowane, ale powinny być spłacone przez dłużnika. Bank uznał, że te stare przepisy dotyczą właśnie sytuacji, w jakiej znalazł się częstochowianin. Choć naliczonych odsetek wyegzekwować się w postępowaniu komorniczym nie da, ale i tak kredytobiorca ma je spłacić. Dlatego nie skreśli go z listy dłużników. Zrobi to dopiero gdy zapłaci „naturalne” 2072 zł i 32 gr, czyli całe zakwestionowane przez sąd odsetki.
Na niedopłatę
We wrześniu 2007 roku pani Maria spłaciła ostatnią ratę kredytu, prawie 2400 zł. Odetchnęła z ulgą. Aż tu nagle po roku bank zaczął się domagać zwrotu 214 zł. Po kolejnych dwóch tygodniach kobieta dostała następne ponaglenie i informacje, że do zwrotu jest jeszcze prawie 1 tys. zł odsetek karnych. Oburzona poszła po pomoc do miejskiego rzecznika praw konsumentów. Chciała, by pomógł jej się dowiedzieć, skąd ten kolejny dług i dlaczego ktoś przypomniał sobie o nim po ponad roku. Jak wyjaśnił rzecznikowi konsumentów bank, jego pracownik, podpisując umowę kredytową, źle wyliczył wysokość raty – 399,83 zł. Za mało o dwa grosze. Powstała minimalna niedopłata. Dlatego bank stwierdził, że skoro pieniądze nie zostały spłacone w całości w terminie, to klientce nie należy się promocja „zero procent” i naliczył odsetki – najpierw zwykłe, a potem jeszcze karne. Gdy historię pani Marii nagłośniły media, bank się z roszczeń wycofał. Ale to nie koniec. Niedługo potem pojawiło się kilku innych kredytobiorców, którzy też nie dopłacali po 2 grosze. I teraz pytanie: czy zmniejszanie rat o 2 gr to celowe działanie banku? Oczywiście przedstawiciele banku się zarzekają, że wyliczanie rat o 2 gr niższych nie jest pułapką zastawianą na klientów. Po prostu błędy się każdemu zdarzają.
Na opóźnienie
Pan Piotr zaciągnął w 2003 roku kredyt. Na cztery lata. Jak podkreśla, spłacał regularnie i nie otrzymywał z banku informacji o jakichkolwiek zaległościach. Bank mówi co innego: informowałem. Ale w lipcu 2011 roku dostał pismo z firmy BEST III NSFIZ, że miał zaległość w wysokości 26,65 zł i jego zadłużenie zostało przez bank sprzedane. Skąd się, zdaniem banku, zadłużenie wzięło? Bank jako datę spłaty raty kredytu przyjmuje dzień wpływu należności na rachunek bankowy. W sytuacji gdy spłaty te wpływają z kilkudniowym opóźnieniem, bank nalicza odsetki karne. O ile odsetki te nie zostaną spłacone przez dłużnika w kolejnych ratach, bank każdorazowo po upływie terminu wpłaty ostatniej raty wysyła informację o tych niedopłatach. Jeśli klient mimo otrzymania wezwania do zapłaty nie ureguluje długu, rachunku kredytu nie można zamknąć i ma wierzytelność przeterminowaną. A ich sprzedaż jest standardowym działaniem podejmowanym przez banki. Wszystko zgodnie z obowiązującym polskim prawem. Oczywiście nowy wierzyciel, taki status ma firma skupująca długi, może go sama windykować albo iść do komornika. Co znów dopisze się do rachunku dłużnika.
A jakie wnioski płyną z tych wszystkich historii?
– Każdy dłużnik powinien być czujny i pilnować swoich spraw, znać warunki umów, pilnować terminów, bo jeśli tego nie robimy, to wierzycielowi dajemy wiele możliwości, by nasz dług solidnie napompował – mówi były policjant. Trzeba zawsze czytać nie tylko wszystkie umowy, ale i wszystkie aneksy do nich, ugody czy oferty pomocy dla dłużnika. Czujność trzeba zachować, szczególnie załatwiając sprawy czy przyjmując oferty telefonicznie. A przede wszystkich żądać potwierdzenia, że spłaciliśmy zadłużenie do końca.

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

To już ostatni dzwonek by rozliczyć PIT! 

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z...

HoReCa – gastronomia ma problemy, hotele są w lepszej kondycji

Blisko 13,6 tys. obiektów noclegowych, restauracji i firm cateringowych...

Polacy w średnim wieku mają największe problemy finansowe

Zaległości konsumentów, widniejące w Krajowym Rejestrze Długów, wynoszą obecnie...

Miliardowy problem samorządów. Czy wybory coś zmienią?

Rosnące długi wobec samorządów stają się coraz większym problemem....