Nie tylko w godzinach pracy

W rozmowie z „na Temat.pl” Rafał Brzoska, prezes grupy kapitałowej Integer.pl, do której należy pocztowa spółka InPost, zdefiniował, kto jest dobrym pracownikiem: – Dobry pracownik nie przychodzi do roboty, ale czuje się częścią zespołu. Do roboty chodziło się w czasach komunizmu. I niestety, niektórym tak już zostało. Przychodzą do pracy o 8 wychodzą o 16 i nie odbierają telefonu służbowego. Po 16 całkiem wypisują się z życia firmy. Natomiast człowiek, do którego mogę zadzwonić z pytaniem o 21, albo wysłać e-maila, a on odpisuje po pół godzinie – to dla mnie wartościowy pracownik nowoczesnej organizacji.
Pracodawca
Spółka InPost. „Największy niezależny operator pocztowy” – pisze o sobie na stronie internetowej. Ostro walczy z Pocztą Polską o rynek. Dwa lata temu firma wygrała wart 500 mln zł przetarg na dostarczanie przesyłek sądowych. Spółka zatrudnia około 10 tys. osób. Wielu na umowach śmieciowych. Ilu naprawdę – na to pytanie nie uzyskałam w InPoście odpowiedzi. Jak mówi Marta, była pracowniczka spółki, spośród zwykłych pracowników tylko handlowcy, tacy jak ona, mieli etaty.
Pracownik
Marta, lat 28. Etatowym handlowcem w warszawskim biurze handlowym InPostu została w październiku 2014 r. Do jej zadań należało pozyskiwanie klientów i opieka nad nimi oraz przygotowywanie postępowań przetargowych. – Zrezygnowałam z lepszej pracy, bo podczas rekrutacji przyszła szefowa zapewniała, że zarobię do 5 tys. zł prowizji plus 3 tys. zł wynagrodzenia zasadniczego – opowiada Marta. – Mam na utrzymaniu dziecko. Spłacam kredyt.
Dyscyplinarka dla zatrudniającego
Rzadko kiedy to pracownik rozwiązuje umowę bez wypowiedzenia, bo pracodawca naruszył podstawowe obowiązki wobec pracownika (art. 55 kodeksu pracy). Tak właśnie zrobiła Marta. Po czterech miesiącach złożyła pozew do sądu pracy. Byłemu pracodawcy zarzuca mobbing i łamanie praw pracowniczych. Żąda 20 tys. zł odszkodowania. Jej historię opowiem, posiłkując się pozwem Marty, odpowiedzią InPostu, załącznikami do pism procesowych, jej pismami do i od pracodawcy, korespondencją e-mailową z szefami oraz rozmowami z innymi, byłymi handlowcami.
InPost nie chciał odpowiadać na moje pytania, bo jest „przedmiotem badania w postępowaniu sądowym” i spółka „nie może udzielać żadnych informacji”, żeby nie wywoływać wrażenia, „że jest to próba przeniesienia sporu z sali sądowej w przestrzeń medialną, a co za tym idzie wywierania w ten sposób wpływu na skład orzekający”.
Dociskani handlowcy
Szefowie działu handlowego żądali od handlowców, by zdobywali nowych klientów, odbywali z nimi spotkania, codziennie pracowali w biurze i przygotowywali na bieżąco przetargi.
– Niewykonalne. Kończyłam pracę w domu – mówi Marta. Pokazuje na dowód nocną korespondencję z szefową Wiolettą J. Esemesy i e-maile z nowymi poleceniami od niej przychodziły nawet po północy. Z dopiskiem „pilne”.
– Trzeba było szybko odpowiadać. Ciągle słyszeliśmy, że jeśli nie będziemy reagować, to się z nami firma pożegna – dodaje pracownica. Marta twierdzi, że musiała pracować w dni wolne. Nie płacono jej nadgodzin.
– Boże Narodzenie w 2014 roku. Dzień przed Wigilią dostałam przetarg do zrobienia. Termin przygotowania pełnej dokumentacji to 26 grudnia – Marta pokazuje harmonogram prac nad ofertą. – Tu jest też dopisek: „skan do mnie”. To oznaczało, że w drugi dzień świąt musiałam dokumenty przesłać szefowej. W tym czasie prowadziłam trzy inne przetargi.
Bez względu na chorobę
Zdaniem Marty w dziale handlowym ani pracownik nie mógł chorować, ani jego dziecko.
– 12 listopada 2014 roku przed rozpoczęciem pracy, około godziny 7, poinformowałam e-mailem szefostwo, że nie przyjdę, bo syn choruje. Dyrektorka groziła mi zwolnieniem – opowiada.
Handlowcy musieli pracować na L-4. Opowiadają o tym Paulina i Karol. Odeszli z InPostu. Paulina: – Miałam poważne zakażenie palca stopy, gorączkę, ból był nieznośny. Pokuśtykałam do chirurga. Zalecił antybiotyk, leżenie. A nasza szefowa kazała mi pojechać na szkolenie do sortowni przesyłek z Warszawy do Piotrkowa Trybunalskiego. Pojechałam. Karol: – Straciłem pracę, bo właśnie w czasie choroby nie odbierałem telefonów od klientów. Z ich zespołu już nikt nie pracuje.
Niespełnione obietnice
Marcie obiecywano wysoką prowizję. A jak mówi, dostawała grosze, choć jej klienci płacili za usługi pocztowe od 30 do 50 tys. zł miesięcznie.
– Może po prostu nie potrafiła pani pozyskiwać klientów? – pytam.
– Kolegom szefostwo przydzielało dobrych klientów, czyli takich, którzy słali masowo. Mnie nie. Zdobywałam ich sama. Brakowało mi też wsparcia merytorycznego przełożonych. Wioletta J. nie odpowiadała mi na e-mailowe pytania, np. o rabaty dla potencjalnych klientów – odpowiada Marta. – Nie da się tak negocjować z klientem. A jak coś nie wypaliło, szefowa za moimi plecami komentowała do współpracowników: „Marta – dramat, tragedia”, „ma straszne braki”, „ jestem zażenowana jej osobą”, „Marcie nie dawaj, bo ona wszystko spier….li”. Byłam szykanowana, ciągle krytykowana. To poniżające. Słowa Marty potwierdzają Paulina i Karol. Oceniają, że była dobrym handlowcem.
Świadectwo pracy bez wypowiedzenia
31 grudnia ubiegłego roku Marta dostała list ze świadectwem pracy datowanym na 8 grudnia. – Ale wcześniej pracy mi nie wypowiadali, czyli prawie miesiąc pracowałam, choć nie byłam pracownikiem – mówi kobieta. – Podobno mieli mnie zwolnić, ale zrezygnowali. Nikt z przełożonych nie chciał z nią o tym rozmawiać. Chcieli jedynie, by zwróciła, jak tłumaczyli, pomyłkowo wydane świadectwo pracy. – Nie oddałam – mówi Marta. Potem się okazało, że pracodawca 7 grudnia wyrejestrował ją z ZUS.
– Kiedy pytałam: co z ubezpieczeniem? Słyszałam: „sprawa została załatwiona”. – Marta sięga po pismo z 14 stycznia 2015 roku, w którym Inspektorat ZUS w Piasecznie stwierdza, że nie była ubezpieczona. Zaś InPost poinformował sąd, że od 7 grudnia 2014 r. rejestrację przywrócił.
19 stycznia Marta dostała prawdziwe wymówienie. – Nie przyjęłam. I jak najszybciej sama złożyłam wypowiedzenie w trybie art. 55 kodeksu pracy i pozew do sądu pracy.
Co na to InPost?
InPost odrzuca wszelkie zarzuty byłej pracownicy. W odpowiedzi na pozew pracodawca przekonuje, że Marta była złym pracownikiem. Na początku pracy były na nią dwie skargi klientów. Spóźniała się lub wychodziła wcześniej z biura. Prawnik InPost podaje przykłady. GPS w jej samochodzie zarejestrował, że: pięć razy przyjechała do biura po 8.30, a wyszła z pracy na 2 do 6 minut przed 16.30. Co do wynagrodzenia. Handlowcy nie pracowali w systemie prowizyjnym.
– Nieprawda. Mieliśmy drugą umowę ze spółką Inforsys (współpracuje z InPostem). Tędy szły prowizje – wyjaśnia Marta.
„Polityka zatrudniania pracowników w spółce InPost SA gwarantuje pracownikom godziwe warunki miejsca pracy, przestrzeganie wymiaru czasu pracy oraz prawo do odpoczynku określone obowiązującymi przepisami prawa”. Wysyłane w nocnych godzinach e-maile czy esemesy świadczą nie o naruszaniu prawa pracownika do odpoczynku, ale o tym jak bardzo szefowa Marty angażowała się w pracę” – odpowiedział InPost na te moje pytania, które nie dotyczyły bezpośrednio zarzutów stawianych przez Martę. Mobbing? Zdaniem firmy wcale go nie było. Spółka stosuje procedury antymobbingowe. Reaguje na skargi, a przecież Marta ich nie składała.
– Bo te procedury obejmowały tylko pracowników, którzy przepracowali więcej niż pół roku – mówi była pracowniczka.
Natomiast sprawa świadectwa i ubezpieczenia to – zdaniem InPostu – po prostu pomyłki.
Pierwsze sądowe starcie Marta – InPost odbyło się w październiku. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, kolejni byli handlowcy z InPostu poszli do sądu.
Komentarz prawnika: MARTYNA KUPIECKA, RADCA PRAWNY
SAM INPOST w odpowiedzi na pozew, choć nie bezpośrednio, przyznaje, że Marta była poddawana mobbingowi. Użyte przez pracodawcę argumenty są żenujące. Skoro z powodu dwóch skarg i pięciu spóźnień pracodawca podjął decyzję, żeby Martę zwolnić, to pytam, gdzie są kary porządkowe, które winien wcześniej zastosować? Zasady odpowiedzialności porządkowej pracowników określają przepisy art. 108–113 kodeksu pracy. Rozumiem, że żadnych kar nie było. Kodeks pracy nie zawiera sztywnej definicji mobbingu, zatem każda sprawa musi być rozpatrywana indywidualnie. Jeżeli jednak pracodawca wysyła do pracownika w godzinach wieczornych esemesy czy też e-maile z dopiskiem „pilne” i staje się to zwyczajem, to są to działania polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu. W obecnej sytuacji rynkowej kobieta mająca na utrzymaniu dziecko i kredyt do spłacenia, pracująca w firmie krótko, nie będzie z pracodawcą dyskutowała, czy jest późno czy nie. Bez względu na porę pod presją będzie wykonywała polecenia lub prowadziła służbową korespondencję z obawy przed utratą pracy. Zdarzenia zaś związane ze świadectwem pracy i ubezpieczeniem świadczą co najmniej o wyjątkowym bałaganie w dziale kadr.

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

To już ostatni dzwonek by rozliczyć PIT! 

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z...

HoReCa – gastronomia ma problemy, hotele są w lepszej kondycji

Blisko 13,6 tys. obiektów noclegowych, restauracji i firm cateringowych...

Polacy w średnim wieku mają największe problemy finansowe

Zaległości konsumentów, widniejące w Krajowym Rejestrze Długów, wynoszą obecnie...

Miliardowy problem samorządów. Czy wybory coś zmienią?

Rosnące długi wobec samorządów stają się coraz większym problemem....