Śmieciówki do kosza

Chociaż definicji umów śmieciowych na próżno szukać w kodeksie pracy, termin ten jest powszechnie znany jako umowy cywilnoprawne, takie jak umowa o dzieło czy umowa-zlecenie. Cóż jest w nich złego? Wydaje się że nic, bo są takie sytuacje, gdy firma potrzebuje pracownika tylko na pewien okres lub do wykonania konkretnej pracy, i nie ma sensu, by zatrudniać stałego pracownika. Problem pojawia się wtedy, gdy tego typu umowy są nadużywane. A pracodawca oferuje je zamiast stałego zatrudnienia.
Milion na śmieciówkach
Jak dużo osób pracuje w Polsce na takich umowach? Mniejszość, bo jak podaje cykliczne badanie aktywności ekonomicznej ludności, wśród 16 mln pracujących Polaków 9 mln ma stałe kontrakty. Jeśli od liczby wszystkich pracujących odejmiemy także tych na samozatrudnieniu oraz rolników i pomagających im członków rodzin oraz osoby zatrudnione na kontraktach czasowych, to się okazuje, że tych na umowach cywilnoprawnych jest 900 tys.– 1 mln.
Ale choć grupa ta jest stosunkowo mała, to nie można powiedzieć, że problem też jest mały. Na kontraktach cywilnych zatrudniani są najczęściej młodzi oraz kobiety, a brak stabilizacji życiowej przekłada się na odkładanie decyzji o założeniu rodziny. W rezultacie Polska jest jednym z europejskich krajów o najniższym współczynniku dzietności. U nas na jedną kobietę statystycznie przypada 1,3 dziecka. A to zdecydowanie za mało, by Polska się nie wyludniała, a Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych nie groziło bankructwo.
Składki od kontraktów
Dlaczego pracodawcy i niektórzy pracownicy wybierali umowy cywilne? Z dwóch powodów. Po pierwsze – takie kontrakty łatwiej rozwiązać, bo ani nie trzeba podawać przyczyny wypowiedzenia, ani płacić odprawy (chyba że strony umówiły się inaczej), ani nie płaci się pensji w czasie urlopu. Po drugie – były tańsze. Myk polegał na tym, że firma przy umowie-zleceniu płaciła składki tylko od jednej umowy. Jeśli takich umów było więcej, to pozostały one nieoskładkowane. W praktyce wyglądało to tak, że składki emerytalne płacone były tylko od umowy zawartej na najniższą kwotę. A czasami jeden przedsiębiorca zawierał z tym samym pracownikiem kilka umów. Teraz to się zmienia. Od 1 stycznia weszły w życie przepisy mówiące o tym, że składki trzeba będzie zapłacić od wszystkich umów-zleceń do wysokości minimalnego wynagrodzenia (obecnie 1850 zł). – Najwyższa pora, by oskładkować śmieciówki. W Polsce jest zbyt wiele osób, które pomimo kilku lat pracy nie odprowadziły na ZUS ani złotówki. Będą miały potężny problem z emeryturami – mówi Marek Lewandowski, rzecznik NSZZ „Solidarność”. Związkowiec przypomina o kampanii społecznej, w ramach której „S” porozwieszała w Polsce billboardy z toczącym kamień Syzyfem. – Nie można codziennie zaczynać wszystkiego od początku – mówi Lewandowski.
Przedsiębiorca będzie miał obowiązek odprowadzić składki od każdej umowy, chyba że zleceniobiorca wykaże, iż w innym miejscu płacone są już za niego składki. W tym celu będzie musiał swoim wszystkim zleceniodawcom przedstawić informacje o zarobkach z innych miejsc. Dodatkowo, by walczyć z nadużywaniem umów-zleceń, rząd zapowiada, że w 2016 roku wejdą w życie przepisy określające stawkę przy tego typu umowie nie mniejszą niż 12 zł brutto. To niemal tyle samo, co przy zatrudnianiu etatowym za najniższe krajowe wynagrodzenie. Takie rozwiązanie ma wyeliminować sytuacje, gdy firma, np. ochroniarska, korzysta-jąc z braku uregulowania najniższej płacy przy kontraktach cywilnych zatrudniała pracowników za 5–7 zł na godzinę.
Rok kontroli
Jednak same przepisy to za mało, by wierzyć, że sytuacja na rynku pracy poprawi się z dnia na dzień. Przedsiębiorców częściej niż dotychczas będą kontrolować inspektorzy pracy. W połowie grudnia Główny Inspektorat Pracy ogłosił plan swoich działań na najbliższe dwa lata. W 2016 roku będzie sprawdzać szczególnie umowy-zlecenia i umowy o dzieło. Inspekcja zamierza przeprowadzić w 2016 roku 80 tys. kontroli. Na pierwszy ogień pójdzie budownic-two, następnie gastronomia i hotelarstwo, a w 2018 roku dodatkowo agencje ochrony osób i mienia. – To branże szczególnie zagrożone naruszeniami prawa w zakresie zatrudniania – tłumaczy Iwona Hickiewicz, główny inspektor pracy.
Z niepełnych jeszcze danych inspekcji za 2015 rok wynika, że obecnie co czwarta umowa-zlecenie, którą sprawdzali kontrolerzy, zastępowała faktycznie etatową pracę. Wykonywana była zazwyczaj w siedzibie pracodawcy, pod jego nadzorem i w czasie przez niego wyznaczonym. W ubiegłym roku inspektorzy zakwestionowali co piątą umowę cywilnoprawną. – Najwyższa pora na walkę ze śmieciówkami. Szkoda tylko, że inspekcja zabiera się to tego dopiero teraz, skoro pracownicy z nadużywaniem umów śmieciowych muszą sobie radzić już z dziesięć lat – komentuje Marek Lewandowski.
Inicjatywę inspekcji popierają także przedsiębiorcy. – Nadużywanie umów cywilnoprawnych szkodzi uczciwym pracodawcom. Ci, którzy zatrudniają zgodnie z prawem, płacą składki i podatki, nie mają szans konkurować z tymi, którzy stosują nieuczciwe praktyki – mówi Jeremi Mordasewicz, ekspert Kon-federacji Lewiatan. Wylicza, że przedsiębiorcy zatrudniający na etaty są dokładnie dwa razy drożsi niż ci zatrudniający na umowę-zlecenie. – Nie mają więc szans wygrać żadnego przetargu – dodaje.
Co w takiej sytuacji może PIP? In-spektor pracy może nakładać mandaty w wysokości 1–2 tys. zł, a kiedy stwierdzi, że w firmie doszło do nadużyć, może jedynie wnioskować do pracodawcy, by zmienił tę umowę na etat. Pracodawca zaś może się do tego wniosku nie przychylić albo zapłacić mandat. Zwykle opłaca mu się to drugie rozwiązanie i niektórzy z nich mają te kary wkalkulowane w koszty swojej działalności. Innym sposobem zmuszenia przedsiębiorcy do przestrzegania prawa jest pomysł, by rozszerzyć uprawnienia inspektorów pracy. Wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Stanisław Szwed zapowiada, że chciałby dać inspektorom więcej swobody podczas kontroli. Jego zdaniem powinni mieć prawo do zmiany jedną decyzją administracyjną umowy cywilnoprawnej na etat. Pracodawca od tej decyzji miałby prawo odwołać się do sądu. Na nim też spoczywałby ciężar udowodnienia, że był to rzeczywiście kontrakt, a nie umowa o pracę.
Zmiana miałaby zostać wprowadzona jeszcze w tym roku. Resort zapowiada jednak, że by nowe przepisy weszły w życie, potrzebna jest zgoda Rady Dialogu Społecznego. W niej jednak jednomyślności nie ma – pracodawcy już zapowiadają, że stanowczo sprzeciwią się tej propozycji.
Artykuł pochodzi z nr 2/2016 Eurogospodarki

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

To już ostatni dzwonek by rozliczyć PIT! 

Koniec miesiąca zbliża się wielkimi krokami, a wraz z...

HoReCa – gastronomia ma problemy, hotele są w lepszej kondycji

Blisko 13,6 tys. obiektów noclegowych, restauracji i firm cateringowych...

Polacy w średnim wieku mają największe problemy finansowe

Zaległości konsumentów, widniejące w Krajowym Rejestrze Długów, wynoszą obecnie...

Miliardowy problem samorządów. Czy wybory coś zmienią?

Rosnące długi wobec samorządów stają się coraz większym problemem....