Każda ocena jest ważna, nawet niesprawiedliwa

Gdy polskie media z niepokojem 15 stycznia br. doniosły, że agencja Standard & Poor’s obniżyła rating wiarygodności finansowej Polski z A- na BBB+, prezes Narodowego Banku Polskiego prof. Marek Belka stwierdził, że nie ma się czym specjalnie przejmować. Kto miał rację?

– Prawda leży pośrodku. W rzeczywistości polski rząd tworzył i utrzymywał szkodliwe dla polskiej gospodarki narodowej przepisy, które rocznie przynoszą kilkadziesiąt miliardów strat. Dla porównania, rosyjskie sankcje żywnościowe kosztowały Polskę jedynie kilka miliardów złotych.

Jak powinien zareagować polski rząd, który uważa ocenę za niesprawiedliwą?

– Nowy rząd w Polsce powinien w odpowiedzi na niesprawiedliwe traktowanie ze strony agencji ratingowej zacząć sprawiedliwie traktować swoich przedsiębiorców. Gdyby dla gospodarki i dla polskich przedsiębiorców, zwłaszcza z sektora małych i średnich przedsiębiorstw tworzących blisko 70 proc. produktu krajowego brutto, zrobiono wszystko, co potrzebne do nieskrępowanego rozwoju, wówczas można byłoby odmówić instytucji zewnętrznej podstaw do negatywnej oceny, zwłaszcza że dotyczyła polityki, która w momencie powstawania oceny nie miała wpływu na sytuację ekonomiczną.

Dlaczego możemy mówić o krzywdzącej, niesprawiedliwej ocenie wystawionej Polsce przez agencję Standard & Poor’s?

– Wiele wskazuje na to, że agencja nie zachowała się zgodnie z regułami sztuki. W 2008 roku podtrzymała niemające nic wspólnego z rzeczywistością wyceny papierów instytucji, które następnego dnia bankrutowały! Trudno poważnie traktować instytucję, która zaliczyła sporo rozbieżności między własnymi opiniami a ekonomiczną czy finansową rzeczywistością i musiała za to w USA zapłacić gigantyczne odszkodowania. Co dziwne, po tym wszystkim nie zniknęła z rynku. Krach z 2008 roku można obejrzeć na filmie „Big Short”.

Czyli nie przejmować się ratingiem?

– Nie, to tylko jedna strona medalu. Druga strona medalu jest taka: dopóki istnieją na świecie agencje ratingowe, a trzy takie instytucje praktycznie kontrolują rynek, to dwie ich negatywne oceny wystarczą, by uruchomiły się automatyczne procedury u inwestorów finansowych kupujących polski dług. Wstrzymają zakup obligacji i wydadzą rekomendację pozbywania się papierów. Podobnie z funduszami emerytalnymi: dwie podobne rekomendacje w zbliżonym czasie dają podobny skutek. A zatem negatywna ocena, nawet gdyby była niesprawiedliwa i fałszywa, może mieć wpływ na wycenę i koszt obsługi polskiego długu. Skoro polskie rządy – liczba mnoga jest tu niezbędna! – zadłużyły nasze państwo w niezwykle wysokim stopniu, to trzeba do tych kwestii podchodzić nader starannie.

Kwota przekroczyła 900 mld zł.

– Już zbliża się do biliona, a kolejne rządy nie mają planu spłacenia długu. Nawet nie wiedzą, ile dług dokładnie wynosi, tymczasem każda negatywna wycena ten dług powiększa i podraża koszt jego obsługi.

Więc nie można lekceważyć sygnałów dawanych przez agencje ratingowe?

– Nie, póki agencje decydują o wizerunku danego państwa w oczach inwestorów i spekulantów.

Czy można walczyć z negatywnym, a do tego niesłusznym, ratingiem?

– Amerykański rząd federalny i rządy stanowe oraz fundusze emerytalne doprowadziły wspomnianą firmę przed oblicze sprawiedliwości. Zawarta ugoda spowodowała, że nie doszło do wyroku skazującego i sąd jedynie orzekł wysokie odszkodowania za narażanie powodów na straty finansowe.

Nie prościej preferować Fitcha bądź Moody’s, agencje rywalizujące z S&P?

– To chyba niemożliwe i niecelowe. Najlepsze, co w tej sytuacji może i powinien zrobić polski rząd, to jak najszybciej zlikwidować wszelkie biurokratyczne bariery dla rodzimych przedsiębiorców, co wytrąci argumenty nawet nieżyczliwym mu i stronniczym instytucjom. Jeżeli rząd nic nie zmieni i do odziedziczonych po poprzednim rządzie barier dołoży nowe, to trudno będzie przerzucić odpowiedzialność na agencje za pogorszenie się położenia Polski, nawet jeżeli będą działać w złej wierze. Rządzący powinni pamiętać, że ambitne plany można sfinansować jedynie dzięki odblokowanej i uwolnionej od biurokratycznej mitręgi gospodarki, która, rozwijając się szybciej, więcej z siebie da. Jeżeli jednak nadal będzie ona jechała na „zaciągniętym ręcznym hamulcu”, to wzrost będzie na poziomie między 3 a 4 proc., czyli poniżej możliwości polskich przedsiębiorców. I to nie pozwoli sprostać obiecanemu wzrostowi świadczeń socjalnych.

Do czego te nowe warunki dla przedsiębiorczości można porównać?

– Chodzi o to, by polscy przedsiębiorcy mogli pracować u siebie w nie gorszych warunkach, niż mają na przykład w Londynie, Dublinie czy Berlinie. Jeśli chce się zatrzymać ucieczkę najbardziej przedsiębiorczych Polaków za granicę, to należy im w kraju urodzenia stworzyć odpowiednie warunki. Przedsiębiorca zawsze będzie szukał najkorzystniejszego otoczenia dla swojej firmy. Jeśli je znajduje poza krajem, to nie jego wina, a złych rządów w ojczyźnie.

Po tej złej ocenie pojawiła się informacja, że Fitch bardzo dobrze ocenił kondycję polskich samorządów. Te, które jeszcze niedawno tonęły w długach, teraz mają nadwyżki finansowe. Mnie się wydawało, że samorząd, który nie wydaje wszystkich swoich pieniędzy, nie jest najlepszy.

– Po pierwsze, została ta nadwyżka pozytywnie oceniona przez agencję ratingową, więc jest to bezsporny sukces polskich rządów lokalnych. Po drugie, w Polsce zrewidowano politykę finansową samorządów. Po latach prób i błędów związanych z inwestycjami za pieniądze unijne, budowania kosztownych i niepotrzebnych basenów, stadionów czy lotnisk, które okazały się drogie w utrzymaniu, samorządy obecnie w większości popełniają znacznie mniej błędów niż rząd centralny. Stąd te rezerwy finansowe i lepsze planowanie wydatków na utrzymanie tego, co w minionych latach zostało wzniesione. Już dziś widać, że to ciągle niedoceniane samorządy będą miały większy wpływ na poziom życia społeczeństwa. To one będą wydawać ostatnie tzw. środki unijne i one będą decydować o tworzeniu infrastruktury niezbędnej do rozwinięcia na ich terenie działalności gospodarczej. Już dzisiaj samorządy stały się aktywnymi graczami, zabiegającymi o inwestorów, i to przede wszystkim rodzimych.

Czy nowe podatki dla banków podwyższą ich rating, obniżą czy pozostanie niezmienny?

– W dużej mierze są to banki o charakterze międzynarodowym. W Polsce działają ich spółki córki. Zatem ich rating odnosi się do spółek matek i polskie regulacje fiskalne nie mają większego wpływu na notowania. Poza tym córki mają zauważalnie lepszą rentowność niż centrale za granicą. Nie ma najmniejszego powodu do obniżania ratingu banku czy całego sektora tylko z racji nowego podatku w Polsce, który wprowadzono wcześniej też w innych państwach. Każdy podatek, czy go płaci bank, czy płaci go warzywniak, jest kosztem takim samym, jak np. zakup energii, wywozu nieczystości, dostawy wody etc. I tak jak każdy koszt jest dopisywany konsumentowi do rachunku. Nowy podatek nie zatrzyma tzw. akcji kredytowej, bo pamiętajmy, że banki zarabiają na pożyczaniu pieniędzy, a nie na trzymaniu ich w skarbcach.

Po seansie „Big Short” jedna myśl nie daje mi spokoju. W filmie za złe kredyty obwinia się między innymi fundusze emerytalne. Czy w Polsce likwidacja OFE miała wpływ na poziom ratingu?

– Ocena ratingowa skutków ograniczenia przywilejów OFE musiałaby dotyczyć poprzedniego rządu, ponieważ to on o tym zdecydował. Tymczasem, jak pamiętamy, ocena ta wtedy nie uległa zmianie. Agencja nie odnotowała tego faktu nawet w prognozie długoterminowej i albo jest to zaskakujący brak kryteriów, jakimi ta agencja powinna się posługiwać, bo trudno nie zauważyć zmiany warunków otoczenia finansowego, albo uznała, że nie ma to istotnego wpływu na gospodarkę. Na notowania ratingowe nie wpłynęła też zmiana wartości franka szwajcarskiego o 100 proc., która zakłóciła funkcjonowanie polskiego rynku nieruchomości. Zmianę oceny spowodowała dopiero zmiana rządu, a nie sytuacji gospodarczej. Jako źródła zła, które rozlało się po 2008 roku, można wskazać regulacje amerykańskiego rządu federalnego, które nakazały instytucjom finansowym udzielać kredytów osobom bez zabezpieczeń. Stanowiły one 30 proc. całej puli kredytów. Po krachu Alan Greenspan, szef Fedu, czyli amerykańskiego banku centralnego, przyznał, że wierzył, iż uda się w ten sposób administracyjnie powiększyć klasę średnią w USA. Skończyło się to utratą pracy przez 8 milionów Amerykanów. Sześć milionów straciło domy. Trzeba zdawać sobie sprawę, że pozornie szlachetne intencje mogą w konsekwencji sprawić, że ludzie, którym chcieliśmy pomóc, będą mieli jeszcze cięższe życie.

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Uchodźcy na rynku pracy

Norwegia jest jednym z europejskich liderów, która rozwija różnorodne...

Będzie większy wybór mieszkań, ale ceny wzrosną – prognozy na II kwartał 2024

Zła informacja dla kupujących jest taka, że ceny mieszkań...

Dlaczego warto zatrudniać freelancerów?

Około 20% firm zarejestrowanych na miedzynarodowym portalu Freelancehunt.com zatrudnia...

Własna działalność lub kontrakt. Etat wychodzi z mody

Autorzy serwisu CVeasy.pl zbadali rynek pracy niezależnej w Polsce....