Polska potrzebuje potężnych złóż uranu lub złota

Do sztandarowych ekonomicznych projektów, jakie Prawo i Sprawiedliwość zgłaszało w kampanii wyborczej, a teraz jako zwycięskie ugrupowanie, które będzie rządzić samodzielnie, zamierza realizować, należą przede wszystkim propozycje dodatku 500 zł na dziecko, podwyższenia kwoty wolnej od podatku oraz obniżenia wieku emerytalnego. Wprowadzenie tych obietnic w życie wiązałoby się jednak z ogromnymi, sięgającymi dziesiątków miliardów złotych, wydatkami z budżetu państwa. Pieniądze na te cele miałyby pochodzić przede wszystkim z trzech źródeł, które politycy wskazywali jeszcze przed wyborami. Chodzi o: podatek bankowy, podatek od sklepów wielkopowierzchniowych, a także o uszczelnienie systemu ściągania podatków, w tym głównie VAT.
Pozostaje jednak wiele niewiadomych. Na przykład, jak dokładnie miałby wyglądać podatek bankowy, a przede wszystkim nie sposób oszacować dochodów wynikających z ewentualnej poprawy ściągalności podatków. W tej sytuacji otwarte wciąż pozostaje pytanie, czy uda się spiąć budżet państwa tak, by deficyt sektora finansów publicznych nie przekroczył poziomu 3 proc. PKB? O ile – jak twierdzą zgodnie ekonomiści – uda się to w 2016 roku, o tyle w kolejnym roku mogą się po-jawić poważne problemy.
Deficyt ujęty zbyt optymistycznie
Według założeń i prognoz kierowanego przez Mateusza Szczurka Ministerstwa Finansów przyszłoroczny deficyt sektora finansów publicznych miałby wynieść 2,8 proc. PKB. – Budżet na 2016 r. został przygotowany na podstawie dość optymistycznych założeń makroekonomicznych – mówi nam Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Millennium Banku. – Prawdopodobnie wzrost gospodarczy nie sięgnie zakładanego poziomu 3,8 proc., średnioroczna inflacja zaś nie wyniesie 1,7 proc. Już ze względu na te dwa czynniki można powiedzieć, że deficyt jest założony zbyt optymistycznie. W jego opinii dodawanie do budżetu kolejnych obciążeń po stronie wydatków bez wskazania twardych, czyli faktycznie możliwych do osiągnięcia, źródeł finansowania może być kłopotliwe.
Wysokość dodatkowych wpływów
Ekonomiści przyznają, że wpływy wynikające z nowych danin można oszacować, bo ich podstawą są znane, historyczne dane finansowe. – W przypadku podatku od sklepów wielkopowierzchniowych, zwanego potocznie podatkiem od hipermarketów, dałoby się osiągnąć ok. 3,5 mld zł – mówi Maliszewski. Takie jest zresztą założenie projektu ustawy, która ma trafić do Sejmu: 2-proc. podatek od przychodów sklepów o powierzchni powyżej 250 mkw. – Nie są na razie sprecyzowane założenia dotyczące nowego podatku bankowego. W zależności od jego formy może to być 4–5 mld zł – uważa główny ekonomista Millennium Banku. Trochę mniej, jeśli byłby to podatek od transakcji kapitałowych, i nieco więcej, gdyby chodziło o podatek od aktywów.
Mimo to i tu pojawiają się znaki zapytania. – Każdy podatek ma też swoje koszty – zauważa analityk Paweł Cymcyk, autor ekonomicznego bloga DNA Rynków i prezes Związku Maklerów i Doradców. – Ponadto, jeśli Rada Polityki Pieniężnej obniży stopy procentowe, a moim zdaniem tak się stanie, to obniży to także wyniki finansowe banków i spowoduje, że przychody państwa z tytułu nowego podatku też będą niższe, niż się zakłada. Innym problemem może być przerzucenie podatku na klientów. – Jestem zdania, że tak się właśnie stanie z większością podatku bankowego – mówi ekonomista i analityk rynków finansowych Marek Zuber. Nie przekonuje go teza o tym, że wystarczy działalność kontrolowanego przez państwo PKO BP, który nie będzie przerzucał kosztów na klientów i przez to jego oferta stanie się atrakcyjniejsza. – Gdyby tak miało być, to bank zachowujący się w podobny sposób, mógłby zebrać naprawdę dużą część rynku, ale w praktyce wcale tak się nie dzieje – argumentuje ekonomista. Zwraca też uwagę na to, że PKO BP jest spółką publiczną, której zarząd zawsze może być oskarżony o działanie na szkodę firmy, dlatego trzeba bardzo uważać z odgórnym nakazywaniem prezesowi czy zarządowi różnego rodzaju działań. Ponadto PKO BP nie dysponuje taką ofertą, jak wiele innych banków, a poziom obsługi nie jest taki, jak gdzie indziej. – Dlatego klienci będą gotowi zapłacić te kilka złotych więcej, aby zostać w swoim banku – uważa Marek Zuber. – Podobny podatek został wprowadzony na Węgrzech i tam banki przerzuciły go na klienta.
Łączne wpływy podatkowe, które można uznać za w miarę pewne, nie będą zatem wysokie. – W sumie z obu tych podatków oraz z tzw. efektu mnożnikowego da się osiągnąć najwyżej 10 mld zł. To jest moim zdaniem wszystko, co możemy teraz zakładać – podsumowuje Zuber, który przed dziesięciu laty był szefem doradców ekonomicznych ówczesnego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Ekonomista zastrzega przy tym, że nie wiadomo, jaki będzie faktycznie efekt mnożnikowy. – Mówię to z całą odpowiedzialnością: tego się przewidzieć po prostu nie da – ostrzega.
Wysokość dodatkowych wydatków
Tymczasem realizacja samego tylko projektu wypłaty dodatku 500 zł na dziecko wiąże się z wydatkami budżetowymi przekraczającymi 20 mld zł. Reszta potrzebnych pieniędzy pochodzić by miała z uszczelnienia systemu poboru podatków. Problem w tym, że tu o jakiekolwiek szacunki bardzo trudno. – Sam kierunek zmian jest zasadny, bo zarówno w przypadku VAT, jak i CIT, są luki, które dodatkowo powiększyły się jeszcze w ostatnich latach. Co z tego, jeśli nie wiadomo, ile faktycznie dałoby to uszczelnienie, szczególnie że realizacja tego planu rozpocznie się dopiero w trakcie roku budżetowego – mówi Maliszewski. Przypomina, że w przypadku podejmowanych wcześniej podobnych prób założenia dotyczące oszczędności, jakie się uzyska, zawsze okazywały się zbyt optymistyczne. – Skutki uszczelnienia systemu podatkowego to zagadka – potwierdza Paweł Cymcyk. – Nie ma takiego kraju na świecie, któremu udałoby się całkowicie uszczelnić system, i nie wiem dlaczego nam miałoby się to udać jako pierwszym.
Wystarczyłaby uczciwość Polaków
W tej sytuacji zdaniem Maliszewskiego możemy mieć do czynienia z podwójnym ryzykiem: z jednej strony założenia makroekonomiczne okażą się nazbyt optymistyczne dla budżetu, a z drugiej można się spodziewać problemów w skutecznym uszczelnianiu systemu podatkowego. Przy tym wszystkim ekonomiści są jednak zgodni, że kluczowym czynnikiem determinującym realizację innych planów PiS będzie właśnie zwiększenie ściągalności podatków. – Patrzę sceptycznie na ten projekt, ale jednocześnie trzymam kciuki, żeby się udało – deklaruje Marek Zuber. Przypomina, że Polska należy dziś, obok Włoch, do tych krajów w UE, które mają największą szarą strefę. Teoretycznie więc wystarczyłoby, żeby Polacy byli tak uczciwi jak Szwedzi i zniknie problem z dziurą budżetową. Tylko co takiego miałoby się wydarzyć, żeby nagle od 1 stycznia przyszłego roku Polacy stali się tacy uczciwi? – Nie widzę na horyzoncie żadnego dobrego rozwią-zania – mówi ekonomista. Dodaje, że nie ma dzisiaj żadnych przesłanek, aby zakładać, że wprowadzenie zmian przyniesie wzrost przychodów z tytułu podatku VAT o 10 mld zł.
Uwzględnić należałoby również to, że wprowadzenie wybitnie skutecznego aparatu poboru podatków może oznaczać istotny spadek aktywności gospodarczej. Przedsiębiorstwa dysponować będą bowiem mniejszym niż dotychczas kapitałem, a ponadto zmuszone zostaną zapewne do zatrzymania nadwyżki kapitału obrotowego na wyższym niż wcześniej poziomie. Część pieniędzy z 21–22 mld zł, jakie trafiłyby do rodzin w formie dodatku na dziecko wróciłaby oczywiście do budżetu w formie podatków pośrednich. – Jednak nie będzie to więcej niż jedna piąta. Maksymalna stawka VAT to 23 proc., a efektywna uwzględniająca także stawki obniżone – to 16–17 proc. – uzasadnia Grzegorz Maliszewski. Trzeba jednak pamiętać i o tym, że nie wszystkie pieniądze zostaną od razu wydane. Zgodnie z założeniami 500 zł na dziecko będzie przysługiwać zarówno rodzinom ubogim, jak
i tym lepiej sytuowanym. W tym drugim przypadku pieniądze mogą zostać przeznaczone na oszczędności.
Nawet gdy uwzględni się wszystkie te czynniki, optymistycznie liczone wpływy budżetowe mogą nie pokryć zapotrzebowania budżetu. – Żeby zrealizować wszystkie obietnice naraz, trzeba by w Polsce odkryć nagle potężne złoża uranu lub złota – żartuje Paweł Cymcyk.
Pomysły ekonomistów
Co zatem robić? Ekonomiści mają kilka pomysłów. – Najwygodniej i najpewniej byłoby wprowadzić najpierw nowe podatki, a dopiero potem, gdy zobaczylibyśmy, ile jest z tego wpływów budżetowych, wprowadzać nowe wydatki – mówi Paweł Cymcyk. Problem w tym, że z politycznego punktu widzenia wypłata 500 zł na dziecko, ale także inne zapowiedzi, muszą być zrealizowane jak najszybciej, czyli już w 2016 r. – Program musi się jednak rozpocząć już 1 stycznia. Zresztą politycy PiS już zapowiadają, że dodatek na dzieci nie będzie wypłacany od początku przyszłego roku – zauważa Marek Zuber. Nadmienia, że zmiany można i należy wprowadzać etapami. Ekonomista jest zwolennikiem wypłacania przynajmniej części dodatku na dziecko w formie bonów towarowych (za które nie można by było kupić np. alkoholu czy papierosów). To jego zdaniem zmniejszyłoby koszty kontroli prawidłowości wydatkowania tych kwot (PiS zapowiada, że będzie to podlegało dokładnej kontroli, choć nie zdradza na razie jakiej i ile będzie to kosztować).
– Gdybym miał podnosić kwotę wolną od podatku, to zrobiłbym to w dwóch etapach, po to, żeby się przekonać, na jaki zwrot do budżetu z innych podatków, wynikający np. ze zwiększonej konsumpcji, mogę liczyć – mówi nam Marek Zuber. Także dodatek 500 zł na dziecko mógłby być wprowadzany stopniowo, przy czym jako pierwsze powinny go otrzymać rodziny najbiedniejsze i te, w których jest najwięcej dzieci, a pozostałe w drugiej kolejności. Jak zauważa główny ekonomista Millennium Banku, sojusznikiem rządu może tu być reguła wydatkowa, która nie pozwala zwiększyć wydatków elastycznych budżetu o więcej niż 1 proc. ponad stopę inflacji rocznie. – Pytanie tylko, czy takie reguły będą utrzymane w następnych latach – zastanawia się Grzegorz Maliszewski.
Również w opinii Pawła Cymcyka przy założeniu, że 500 zł na dziecko byłoby wypłacane od drugiego kwartału lub nawet od drugiego półrocza 2016 r., wyższa kwota zaś wolna od podatku wprowadzona dopiero w 2017 r., dałoby się spiąć przyszłoroczny budżet i nie przekroczyć deficytu finansów publicznych na poziomie 3 proc. PKB. – Ale już w 2017 r. może z tym być poważny kłopot – przestrzega analityk.

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Uchodźcy na rynku pracy

Norwegia jest jednym z europejskich liderów, która rozwija różnorodne...

Będzie większy wybór mieszkań, ale ceny wzrosną – prognozy na II kwartał 2024

Zła informacja dla kupujących jest taka, że ceny mieszkań...

Dlaczego warto zatrudniać freelancerów?

Około 20% firm zarejestrowanych na miedzynarodowym portalu Freelancehunt.com zatrudnia...

Własna działalność lub kontrakt. Etat wychodzi z mody

Autorzy serwisu CVeasy.pl zbadali rynek pracy niezależnej w Polsce....