Licznik bije od połowy marca

W świetle prawa do „drugiego obiegu” może być zaliczona nawet drobna pomoc sąsiedzka przy malowaniu mieszkania czy naprawie auta. Każde 100 zł zapłacone „pod stołem” znajomemu mechanikowi czy produkt sprzedany bez faktury lub rachunku zostawiają trwały ślad w gospodarce. Choć wykrycie pojedynczej drobnej transakcji jest praktycznie niemożliwe, to jednak w skali całego kraju zjawisko szarej strefy da się dokładnie zmierzyć i opisać. Zrobili to analitycy Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. Według ich wyliczeń w 2015 roku w „drugim obiegu” wytworzono dobra i usługi o wartości ponad 370 mld zł, co stanowiło aż 19,2 proc. wielkości PKB naszego kraju. Ekonomiści ustanowili także symboliczny Dzień Wyjścia z Szarej Strefy, który przypada na połowę marca. Oznacza to, że pierwsze 2,5 miesiąca produkcja gospodarcza w Polsce odbywa się w podziemiu. Dopiero po tym dniu przechodzi na „jasną stronę mocy” i działa według oficjalnych przepisów prawa.
Trzy filary
Fundament szarej strefy stanowią legalnie zarejestrowane przedsiębiorstwa, które obok oficjalnej działalności świadczą także usługi pozostające poza państwową kontrolą. Do wyboru jest tu całe spektrum działań, począwszy od zaniżania osiąganych przychodów, poprzez sprzedaż towarów bez wystawiania dowodu zakupu, aż po zatrudnianie pracowników na gębę, bez żadnej umowy. Drugim elementem jest prowadzenie działalności zabronionej przez prawo, która ścigana jest jako przestępstwo lub wykroczenie. Oprócz handlu takimi towarami, jak alkohol czy papierosy, jest tu sprzedaż broni czy narkotyków. Do tej kategorii ekonomiści zaliczają także prostytucję. Choć formalnie nie jest traktowana jak przestępstwo, to jednak dochody z tego tytułu nie podlegają opodatkowaniu – a właśnie to najbardziej interesuje badaczy. W tym obszarze szarej strefy swoją działalność prowadzą przede wszystkim zorganizowane grupy przestępcze. Ostatnim z filarów jest praca świadczona przez osoby fizyczne jedynie na podstawie ustnej umowy. Najliczniej zatrudniani tak są ludzie w ogrodnictwie, budownictwie i w warsztatach samochodowych.
Z obecności szarej strefy gospodarczej na pewno nie cieszą się ani przedstawiciele władz, ani legalnie działający przedsiębiorcy. Urzędnicy zapewne zagryzają zęby ze złości na myśl o utraconych przychodach budżetowych. Natomiast prowadzący własne firmy nie są w stanie konkurować z tymi, którzy zatrudniają „na czarno” pracowników – nie odprowadzają bowiem podatków ani nie płacą składek społecznych, przez co są po prostu znacznie tańsi.
Precyzja szacunków
Obliczenie szarej strefy odbywa się m.in. poprzez analizę rynku pracy, pomiar różnic pomiędzy dochodami a wydatkami gospodarstw domowych czy badanie sfery monetarnej i fiskalnej. Okazuje się, że łączne wydatki ponoszone przez polskie rodziny są wyższe niż oficjalnie uzyskiwane przez nie dochody. Powstała różnica stanowi jedną z przesłanek do szacowania wielkości drugiego obiegu gospodarczego. Jednocześnie ekonomiści są w stanie wychwycić specyficzne zmiany związane z wykorzystaniem pieniądza gotówkowego.
Przykładowo – według danych Narodowego Banku Polskiego – przeciętny obywatel niecałe 20 proc. posiadanych pieniędzy trzyma w gotówce. Natomiast reszta ulokowana jest w banku. Jednak w rzeczywistości ta proporcja jest zaburzona. W gospodarce krąży bowiem znacznie więcej pieniądza gotówkowego, niż wynika to z oficjalnych statystyk. Ta nadwyżka „niczyich pieniędzy” obnaża istnienie szarej strefy, gdzie rozliczenia prowadzi się niemal wyłącznie w tej formie. Również analiza szybkości obiegu pieniądza wiele mówi. Jeśli w gospodarce występuje szara strefa, pieniądz prze-chodzi z rąk do rąk więcej razy, niż wynikałoby to z oficjalnych danych.
Jak pokazują wyniki szacunków opublikowanych najpierw przez Główny Urząd Statystyczny, a następnie uzupełnionych przez IBnGR, wymienione metody dają niezwykle precyzyjne obliczenia. Wielkość szarej strefy w polskiej gospodarce wyznaczono z dokładnością do 1 mld zł, co stanowi
zaledwie 0,06 proc. wielkości krajowego PKB.
Najbardziej „szare” miejsca
Analizy GUS pokazują, że nieopodatkowana działalność gospodarcza najczęściej prowadzona jest w handlu, w warsztatach naprawy samochodów oraz w usługach gastronomicznych i hotelowych. Łącznie w wymienionych segmentach w ten sposób wytworzono aż 6,2 proc. wielkości polskiego PKB z 2012 roku, czyli przeszło 100 mld zł. Na szarą strefę w handlu najczęściej składają się: niepodatkowane transakcje drogą elektroniczną, handel uliczny, sprzedaż broni i paliwa kupionego za granicą. Jeśli chodzi o naprawę pojazdów, to tu do „przekrętu” dochodzi nie tylko przy usługach serwisowych, ale także w komisach samochodowych. W gastronomii i hotelach typowe szarostrefowe aktywności to są napiwki oraz przyjmowanie gości bez rejestrowania ich pobytu.
Znaczny był także udział szarej strefy w sektorze związanym z budownictwem – tutaj skala procederu wyniosła ok. 2,6 proc. PKB. Mniejszą aktywność drugiego obiegu zanotowano natomiast w przemyśle oraz na rynku nieruchomości w postaci wynajmu nieruchomości i dzierżawy gruntów (odpowiednio 1,4 i 1,8 proc. wielkości PKB). Na tym jednak jeszcze nie koniec. Prezentowane dane należy uzupełnić o udział nielegalnej (przestępczej) działalności, której wartość w 2015 roku szacowana była na poziomie 14 mld zł (0,8 proc. PKB). Warto zwrócić uwagę na to, jak cienka granica dzieli legalną gospodarkę od szarej strefy. Sprzedaż runa leśnego, podwózka autostopem nieznajomego, który kupi nam za to obiad, czy nawet zrobienie na drutach swetra i następnie sprzedanie go znajomemu także traktowane jest jako „drugi obieg”. Powoli zaczyna dochodzić do takich absurdów, w których kelner w restauracji pyta, jak wysoką „opłatę serwisową” może doliczyć do rachunku? Z jednej strony walka z szarą strefą jest konieczna, jednak z drugiej w wielu przypadkach odbywa się to w taki sposób, jakby z góry zakładano, że wszyscy jesteśmy oszustami.
Potrzebne doszacowania
W opinii IBnGR dane na temat wielkości szarej gospodarki prezentowane przez GUS nie są jednak kompletne. Nie obejmują bowiem nielegalnego obrotu paliwami, przemytu, hazardu czy sporej części transakcji dokonywanych na targach oraz w handlu przygranicznym. Doszacowanieo te wskaźniki zwiększa szarą strefę o dodatkowe 134 mld zł i po dodaniu do szacunków GUS osiąga wartość aż 372 mld zł.
Na ciekawy sposób szacowania szarej strefy na krajowym rynku papierosów wpadli analitycy Instytutu Almares. Badacze dokonują… cyklicznego liczenia pustych opakowań wyrzuconych w miejscach publicznych na terenie całego kraju. Na tej podstawie są w stanie z bardzo dużą dokładnością oszacować, jaka jest wielkość tytoniowego „szarego rynku” w Polsce. Ponieważ praca – delikatnie mówiąc – nie należy do czystych, angażowani są do niej także bezdomni. Dla nich zbieranie odpadków jest zwykłą codziennością, a uczestnictwo w badaniu daje im szansę na zarobek. Wyniki pomiarów pokazują, że liczba faktycznie wypalanych papierosów jest o kilkanaście procent wyższa, niż wynosi wielkość legalnej sprzedaży papierosów. Ponieważ badanie prowadzone jest cyklicznie, można uchwycić ewidentnie negatywne tendencje. Pod koniec 2010 roku podziemny handel papierosami szacowany był na 11,2 proc., a obecnie już na ponad 17 proc.! Uważa się, że to groźne zjawisko jest pokłosiem wzrostu stawki akcyzy na wyroby tytoniowe, która podniosła ceny oficjalnie sprzedawanych papierosów.
Samoregulacja
Udział szarej strefy w polskiej gospodarce od kilku lat systematycznie maleje. Dziś jej rozmiar w stosunku do wielkości PKB jest o blisko 2 pkt proc. mniejszy niż w 2012 roku. Poprawę pokazują także dane GUS dotyczące liczby osób pracujących bez umowy. W 2014 roku było ich 711 tys., a 10 lat wcześniej – niemal dwa razy więcej. To, że idzie ku lepszemu, wiąże się ze wzrostem zamożności społeczeństwa, ale także z wyjazdami zarobkowymi za granicę. Choć od wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku średnie wynagrodzenie w naszym kraju wzrosło o ponad 70 proc., to w tym czasie „za chlebem” wyjechało prawie 1,2 mln rodaków (według GUS w 2014 roku za granicami było 2,2 mln Polaków, wobec 1 mln w 2004 roku).
Analizując wielkość szarej strefy w innych krajach Unii Europejskiej, bardzo wyraźnie widać zależność pomiędzy jej rozmiarem a wysokością PKB. Im kraj bogatszy, tym „na czarno” pracuje relatywnie mniej osób. Dla przykładu, w takich kra-ach, jak: Wielka Brytania, Holandia czy Francja, w drugim obiegu wytwarzane jest zaledwie 10 proc. całkowitej produkcji gospodarczej. Jeszcze lepiej jest w przypadku Luksemburga oraz Austrii, która pod tym względem jest europejskim liderem. Bez umowy w 2013 roku pracowało tam zaledwie 7,6 proc. wszystkich zatrudnionych. Na drugim biegunie znajdują się natomiast najbiedniejsze kraje członkowskie Unii Europejskiej, czyli Rumunia i Bułgaria. Wielkość szarej strefy szacowana jest tam na ponad 30 proc. Niewiele lepiej jest na Litwie czy Estonii. Wniosek nasuwa się prosty: ważniejszy jest wzrost gospodarczy, niższe podatki i sensowne składki ubezpieczeniowe niż tropienie uczestników szarej strefy przez sztaby urzędników i komisarzy.
Artykuł pochodzi z nr 3/2016 Eurogospodarki

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Uchodźcy na rynku pracy

Norwegia jest jednym z europejskich liderów, która rozwija różnorodne...

Będzie większy wybór mieszkań, ale ceny wzrosną – prognozy na II kwartał 2024

Zła informacja dla kupujących jest taka, że ceny mieszkań...

Dlaczego warto zatrudniać freelancerów?

Około 20% firm zarejestrowanych na miedzynarodowym portalu Freelancehunt.com zatrudnia...

Własna działalność lub kontrakt. Etat wychodzi z mody

Autorzy serwisu CVeasy.pl zbadali rynek pracy niezależnej w Polsce....