Krajobraz polizboński

Czyżby dlatego, że po kilkuletniej walce polityków w końcu wszedł w życie Traktat Lizboński? Jest on kompromisowym wynikiem wynegocjowanym przez państwa członkowskie po zablokowaniu ratyfikacji wcześniej przygotowanego traktatu konstytucyjnego. Jak podkreśla dr Marek Cichocki w opracowaniu przygotowanym przez Fundację Schumana, Traktat Lizboński „jest wyrazem pragmatycznego, mniej idealistycznego podejścia do reformy UE”.
 
Droga do Lizbony
Historia ratyfikacji Traktatu nie należała do najłatwiejszych. Po kolejnym już, piątym rozszerzeniu UE o 10 nowych państw Unia potrzebowała usprawnienia procedur i funkcjonowania w nowej rzeczywistości, gdzie już nie 15, ale 25 krajów dołączyło do rodziny wspólnot europejskich. Traktat z Lizbony został podpisany przez 27 państw członkowskich Wspólnoty 13 grudnia 2007 r., jednak proces jego ratyfikacji udało się zakończyć dopiero w grudniu 2009 r.
Przez te wszystkie lata ciągle słyszeliśmy o potrzebie wdrożenia traktatu. Kiedy już się pojawił proces jego ratyfikacji, zablokowali go Irlandczycy, którzy odrzucili go w pierwszym referendum. Prezydent Lech Kaczyński zwlekał z podpisaniem dokumentu, uzależniając swoją decyzję od wyniku kolejnego referendum w Irlandii. Irlandczycy w końcu wypowiedzieli się na korzyść Traktatu, ale to również nie spowodowało natychmiastowego ratyfikowania go przez Polskę.
Pozostawał cień wątpliwości, czy to w ogóle nastąpi. Może dlatego też podpisanie Traktatu w Polsce odbyło się z wyjątkową pompą w obecności przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Jerzego Buzka i przewodniczącego Komisji Europejskiej José Manuela Barroso. Polsce udało się nie być enfant terrible Zjednoczonej Europy i jedynie premiera Słowacji Vaclava Klausa do ostatniej chwili trzeba było przekonywać, by nie blokował ratyfikacji Traktatu przyjętego już przez pozostałe kraje Wspólnoty. Europa ma więc nowy  traktat i już słychać głosy, że nie ostatni.
Nowe stanowiska – nowa architektura instytucjonalna
Dwie najistotniejsze zmiany, lub raczej najbardziej odczuwalne dla przeciętnego obywatela, to ustanowienie funkcji stałego przewodniczącego Rady Europejskiej, wybieranego na dwa i pół roku, oraz Wysokiego Przedstawiciela Unii do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa, potocznie nazywanego szefem unijnej dyplomacji. Nowe stanowiska mają potencjał usprawnienia systemu podejmowania decyzji w UE, jak i jej działań zewnętrznych. To jednak zależy w dużej mierze od tego, jak dzięki praktyce politycznej ukształtują się nowe relacje międzyinstytucjonalne. Nominacje Catherine Ashton oraz Hermana van Rompuya nie rozstrzygają tych dylematów.
Nowością jest również wprowadzenie rotacyjnej, 18-miesięcznej prezydencji. Zbiorowa prezydencja trzech państw zdecydowanie będzie przysparzała dodatkowych wyzwań dla nowych polizbońskich rozwiązań instytucjonalnych. Współpraca pierwszej trójki prezydencji Hiszpanii, Belgii i Węgier stworzy podwaliny pod nową praktykę polityczną, którą będą powielały kolejne prezydencje. Nowe stanowiska i nowa prezydencja to też potencjalnie nowe nieporozumienia, zwłaszcza że zgodnie z Traktatem prezydencja traci funkcję planistyczną i reprezentacyjną w dziedzinie polityki zagranicznej Unii.
Jednak widząc brak doświadczenia Baronessy Catherine Ashton w sprawach międzynarodowych, przewodzący obecnie Unii Hiszpanie ciągle mają nadzieję na odegranie roli w polityce zagranicznej. Lizbona pozostawia wiele szarych stref, a jedną z nich są relacje między przewodnictwem UE a prezydentem UE.
Hiszpanie nadal chcą pełnić funkcje reprezentacyjne Unii. Do Rosji chciał pojechać premier José Luis Zapatero. Problem w tym, że również przewodniczący UE, Belg van Rompuy wyraził na to ochotę, chociaż jego główną funkcją jest przewodniczenie szczytom Unii. Nadal jednak wiele spotkań na poziomie ministerialnym będzie się odbywało pod przewodnictwem rotacyjnej prezydencji.
Kolejna innowacja, chociaż ciągle niedoprecyzowana, to stworzenie nowego i silnego korpusu dyplomatycznego, czyli Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych. Obecnie, po konsultacjach z krajami członkowskimi, projekt regulujący zasady naboru do nowych służb dyplomatycznych jest dyskutowany w Komisji. Polska jeszcze w zeszłym roku optowała, by aż połowę tej służby stanowili dyplomaci oddelegowani ze stolic oraz by podlegała ona głównie kontroli państw i nie stanowiła konkurencji dla narodowych służb dyplomatycznych. Dyskutowany teraz projekt do pewnego stopnia uwzględnia polski postulat. Przewiduje, że wszystkie stanowiska powinny być otwarte nie tylko dla urzędników pracujących w Radzie Europejskiej UE albo Komisji Europejskiej, ale również w służbach dyplomatycznych krajów członkowskich. Obecnie preferowani są ci, którzy już pracują w instytucjach. Dokument przewiduje również, że urzędnicy pracujący w departamentach, które będą włączone do Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych automatycznie staną się częścią unijnego korpusu dyplomatycznego.
To tylko niektóre z nowych regulacji, które za kilka tygodni trafią do krajów członkowskich oraz PE celem zaaprobowania zmian dotyczących regulacji naboru do europejskich służb dyplomatycznych, aby stały się one obowiązujące.
Wzmocnienie Parlamentu Europejskiego i parlamentów narodowych
Już od dawna mówi się o „deficycie demokracji” w UE, który często powoduje sceptycyzm i brak zaufania wobec instytucji europejskich wśród obywateli. Parlament Europejski, jako jedyna instytucja w Unii wybierana w wyborach bezpośrednich, aby reprezentować obywateli na szczeblu europejskim, wraz ze wzrostem swojej wagi ma szanse na zmianę tej sytuacji.
Parlament, ale przede wszystkim parlamenty państw członkowskich, są uosobieniem demokracji przedstawicielskiej, do których obywatele wybierają swoich reprezentantów. Dlatego tak istotne jest, by instytucje te zyskały większe kompetencje w polityce UE.
Wszystkie przepisy będą teraz podlegały wstępnej kontroli parlamentów państw członkowskich, a posłowie parlamentów narodowych, razem z posłami PE, zyskali prawo kontroli nad agendami UE, takimi jak Europejski Urząd Policji (Europol) czy Europejska Jednostka Współpracy Sądowej (Eurojust) oraz uczestniczenia w konwencjach zajmujących się zmianami w Traktacie.
Obywatele z prawem do inicjatywy ustawodawczej
Tę zmianę można zaliczyć do najbardziej rewolucyjnych. Dotyczy ona regulacji umożliwiającej milionom obywateli Unii złożenie petycji do Komisji Europejskiej z propozycją uchwalenia nowej dyrektywy unijnej. Do tej pory monopol inicjatywy legislacyjnej miała Komisja Europejska. Jednak czy pomysły obywateli z tylu państw członkowskich uzyskają moc prawną, będzie zależeć od Rady UE i PE. Jest jeden warunek: milion zebranych podpisów pod petycją musi pochodzić od obywateli mieszkających w 1/3 wszystkich krajów członkowskich.
Traktat Lizboński ma się przyczynić do lepszego promowania interesów i wartości europejskich w świecie oraz umocnienia pozycji międzynarodowej Unii. Jednak teoria to jedno, a praktyka drugie. Obecne problemy z implementacją Traktatu pokazują, że kolejne lata mogą być raczej zdominowane przez gry międzyinstytucjonalne, ponieważ ci, którzy stracili w wyniku Traktatu, nie chcą się z tym pogodzić, a ci, którzy zyskali, muszą walczyć, by zapisane prawa stały się obowiązujące.
Traktat ma jeszcze jedną wadę: mimo że wychodzi naprzeciw inicjatywom obywatelskim, sposób, w jaki jest napisany, i jego obszerność nie zachęcają do lektury nawet najbardziej dociekliwego obywatela Unii Europejskiej.
KATARZYNA GRZYBOWSKA korespondentka „Eurogospodarki” w Brukseli
źródło: Eurogospodarka 3/2010
 

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img
REKLAMAspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

Wpływ konfliktu na ukraińskie płace

Od stycznia br. siła nabywcza ukraińskich pensji spadła średnio...

„Chcę wyjechać na wieś…”

Po raz kolejny zmalała liczba ludności kraju – tym...

Chiny wyprzedziły USA!

Jak stwierdzono w raporcie MFW, opublikowanym 7 października br.,...

Fundusz Senioralny

Pieniądze można dostać z Gdańskiego Funduszu Senioralnego przeznaczonego dla...