Ich wspólne szczęście i terminowa spłata kredytu trwała do marca 2009 r. Niespłacany dług rósł bardzo szybko, ponieważ powiększał się o odsetki karne. Miesięczna rata kredytu do zapłacenia wynosiła 1582 franków, czyli ponad 3 tys. zł. Monika ze swoją niewielką pensją nie miała szans na jej spłacanie. Jej mąż – współkredytobiorca – przestał interesować się wszystkim, co było związane z kredytem.
Bank wypowiedział umowę kredytową w lutym tego roku i automatycznie przewalutował kredyt na złotówki. Różnica w koszcie waluty od chwili podpisania umowy kredytu wyniosła ponad 30 proc. ze stratą dla złotego, co rzecz jasna zwiększyło wartość kredytu w złotówkach. Obecnie, aby spłacić kredyt wraz z odsetkami karnymi (ok. 80 tys. zł), kredytobiorcy musieliby dysponować kwotą 811 tys. zł. Były już małżonek Moniki (trzy miesiące temu sąd orzekł rozwód) poradził jej, aby sprzedała nieruchomość za ok. 600 tys. zł i spłaciła bank, a resztę kredytu on weźmie na siebie. Okazuje się, że opcja sprzedaży mieszkania byłaby dla Moniki niekorzystna, bo bank i tak nie wyrazi zgody na obciążenie jednego z małżonków pozostałą kwotą kredytu. W efekcie takiej operacji Monika zostałaby bez mieszkania, z pozostałą kwotą kredytu do spłacenia i skromną perspektywą na przyszłość
swoją i dziecka.
Monika napisała do nas dramatyczny list z prośbą o pomoc. Swoją przyszłość widzi w czarnych barwach, bo do podjęcia przez bank ostatecznych kroków zostały już tylko dni. Czy jest dla niej jakiś ratunek? Zespół redakcyjnego Salonu Dłużnika postanowił stawić czoła tej niewątpliwie trudnej sprawie i rzucił Monice koło ratunkowe. Przy odpowiedniej współpracy jest szansa na korzystne rozwiązania, z którego powinien być zadowolony zarówno bank, jak i dłużnik. O dalszych losach Moniki napiszemy wkrótce.
ANDRZEJ SKUBISZEWSKI
Cały artykuł w numerze 12/2010 Eurogospodarki.