Internet w służbie sportu. Cyborgi na start

Arkadiusz Kogut, właściciel firmy Way2Champ zajmującej się układaniem planów treningowych dla triatlonistów, biegaczy oraz kolarzy, na początku spełnił jedno ze swoich biznesowych marzeń. Kiedy zaczynał działalność, postanowił tak zorganizować swój dzień pracy, żeby w dowolnym momencie móc zrobić sobie półtoragodzinną przerwę, podczas której sam wsiądzie na rower, przejedzie kilkadziesiąt kilometrów, a w drodze powrotnej będzie mógł jeszcze zajechać do ulubionej kawiarni.
Cyfrowa platforma treningowa
Już niedługo taka swoboda w pracy może stać się niemożliwa. Coraz więcej zawodników chce, by Arek wziął ich pod swoje trenerskie skrzydła. Już kilkanaście godzin dziennie przeznacza na układanie im planów treningowych i diet, udzielanie porad i analizowanie wyników wyścigów, w których startują jego podopieczni. To, że daje radę sprostać tylu zdaniom, jest możliwe tylko dlatego, że Arek nie przebiera się w dres, nie wiesza sobie na szyi stopera, by spotkać się ze swoimi sportowcami na pływalni, stadionie czy jechać za nimi samochodem, a pracuje z nimi za pośrednictwem internetu. Dzięki temu nie traci czasu na dojazdy do zawodników, a swoją ofertę mógł skierować nie tylko do sportowców z regionu Małopolski, gdzie mieszka, ale także z całego kraju, a nawet z zagranicy. Dzisiejsza technologia posunęła się tak daleko naprzód, że osobisty kontakt z zawodnikami nie jest już konieczny. Wszystkie parametry na temat treningów czy zawodów zapisywane są przez monitor pracy serca czy wbudowany w rower miernik prędkości, a następnie zdalnie przesyłane do trenera, ten zaś, siedząc w swoim biurze, poprzez cyfrową platformę treningową analizuje, w jakiej formie jest zawodnik i jaki plan treningów będzie dla niego optymalny. Dzięki temu, że wszystko odbywa się zdalnie, opieka takiego wirtualnego trenera kosztuje mniej. Może w jednym czasie trenować kilku podopiecznych naraz, a nie jeździć od jednego do drugiego, by być z każdym tête-à-tête.
Certyfikat trenera UCI
Duże zainteresowanie jego treningiem sprawiło, że Arek Kogut, który, jak podkreśla, bardzo nie lubi odmawiać pomocy, zaczął zastanawiać się nad tym, w jaki sposób może zająć się większą liczbą chętnych i jednocześnie uniknąć śmierci z przepracowania. Wpadł więc na pomysł, aby w swojej firmie zatrudnić dodatkowych trenerów. Wykształcenie osób rozumiejących potrzeby kolarzy czy triatlonistów jest jednak zadaniem szalenie trudnym i czasochłonnym. Kogutowi zdobycie tej wiedzy zajęło w sumie kilkanaście lat, podczas których najpierw zbierał doświadczenie od wewnątrz jako członek kolarskiego peletonu (jego klubowym kolegą był m.in. Rafał Majka), a później odbył kursy i szkolenia trenerskie organizowane przez Polski Związek Kolarski (PZKol) oraz Międzynarodową Unię Kolarską (UCI), gdzie zdobycie certyfikatu kosztowało go ponad 20 tys. zł. W tej kwocie mieści się koszt kursu, jak i wydatki związane z blisko trzymiesięcznym pobytem w szwajcarskim Aigle. Jednak dzięki temu dziś może tytułować się jedynym polskim trenerem posiadającym elitarny certyfikat trenera UCI.
Kogut już przystąpił do szkolenia swoich współpracowników, a zaspokajanie zamiłowania do kawy i roweru udało mu się uratować wyłącznie dzięki wczesnym pobudkom i jeździe o 7–8 rano. Wierzy jednak, że najdalej za kilka lat nowi trenerzy odciążą go w obowiązkach, a jego dzień pracy wreszcie się skróci. – Pewne jest, że bez internetu rozkręcenie biznesu na obecną skalę w ogóle nie byłoby możliwe – mówi Arek Kogut.
Gdyby nie internet, zapewne powieliłby stereotyp trenerów z epoki Henryka Łasaka (trenował m.in. Ryszarda Szurkowskiego) ubranych w dres, nerwowo spoglądających na wskazania stopera i nieprzerwanie pokrzykujących na swoich podopiecznych.
Internetowe biura zawodów
Chyba każdy uczestnik biegu maratońskiego przed rozpoczęciem zmagań z morderczym, ponad 42-km dystansem marzy o chwili przedstartowego spokoju. Niestety, większość z nich, zamiast zbierać siły, ostatnie godziny przed wyruszeniem na trasę spędza w gigantycznej kolejce po odbiór pakietu startowego zawierającego m.in. numer startowy oraz elektroniczny chip służący do pomiaru czasu. Wprawdzie podczas większych imprez zestaw można odebrać już dzień lub nawet dwa dni przed startem, jednak na taki luksus mogą pozwolić sobie jedynie ci biegacze, którzy mieszkają w pobliżu, oraz ci, których stać na opłacenie hotelu. Reszta przyjeżdża do biura zawodów na 2–3 godz. przed startem, przez co robi się tam wtedy gwarno jak w ulu.
Zanim opłacimy startowe, dostaniemy pokwitowanie, ktoś z obsługi technicznej wyda nam resztę – lub jeśli płaciliśmy przelewem znajdzie nasze nazwisko na liście wpłat – mija kilka minut. Potem ktoś wpisuje ręcznie nazwisko biegacza na listę startową i przypisuje mu numer. To trwa następne kilka minut. Pomnożone przez kilkuset czy kilka tysięcy biegaczy sprawia, że w biurze zawodów robią się ogromne zatory, a im bliżej godziny startu, tym atmosfera staje się gęstsza. Pomysł na jej rozładowanie znalazł gdyński przedsiębiorca Marcin Kraszewski. Informatyk, trener wspinaczki skałkowej oraz biegacz amator stworzył system Competit służący do rejestrowania się na imprezy sportowe za pośrednictwem internetu. Organizator biegu, marszu na orientację, zawodów kolarskich czy innego typu imprezy za jego pośrednictwem tworzy swoje wydarzenie, a zawodnicy po podaniu swoich danych osobowych oraz wniesieniu opłaty startowej (system przyjmuje kilkadziesiąt różnych rodzajów płatności) zgłaszają się do udziału, nie ruszając się sprzed komputera. Dzięki temu od razu wiedzą, jaki będzie ich numer. Nie muszą się też stresować płaceniem startowego gotówką w biurze zawodów, gdyż to już mają załatwione.
Biegacze nie tkwią już w korkach
Dla organizatora internetowe biuro to także duże ułatwienie – wie, ile dokładnie osób zgłosi się w bazie zawodów po odbiór pakietów, a listę startujących może wygenerować automatycznie (dla tych, którzy z internetu nie korzystają, stworzy najwyżej dodatkową listę). Do tego pieniądze od startujących ma na koncie z wyprzedzeniem. Kolejki co prawda nadal się tworzą, wszak do pobrania są numery startowe oraz chipy, ale cała przedstartowa procedura przebiega znacznie szybciej niż dotychczas. Cena usługi – 1 zł za każdego zarejestrowanego zawodnika.
Stworzony zaledwie dwa lata temu Competit obsłużył już ponad 200 wydarzeń, a za jego pośrednictwem dokonano niemal 32 tys. rejestracji. Sam Kraszewski za swój pomysł został w 2015 roku wyróżniony II miejscem w konkursie na najlepszy pomysł biznesowy organizowanym przez Gdyńskie Centrum Wspierania Przedsiębiorczości.
Trudniej się zgubić, łatwiej znaleźć
Na inny interesujący pomysł, jak usprawnić organizację imprez sportowych, wpadła firma MapSerwis, której technologia wykorzystująca nadajniki GPS pozwala śledzić aktualną pozycję zawodników na trasie. Dzięki niewielkiemu lokalizatorowi informacja o położeniu kolarza, biegacza, żeglarza czy paralotniarza, przesyłana jest do internetowego serwisu monitorującego. Tam pozycję mogą obserwować nie tylko sędziowie i organizatorzy, ale także kibice. Narzędzie szczególnie dobrze sprawdza się w przypadku zawodów, gdzie placem boju jest nie kort czy boisko, ale duża połać wolnej przestrzeni, tak jak podczas regat żeglarskich, długodystansowych zawodów kolarskich, imprez szybowcowych czy górskich ultramaratonów biegowych. Wykorzystanie technologii GPS jest w takich przypadkach praktycznie jedynym dostępnym rozwiązaniem dającym całościowy podgląd przebiegu zmagań sportowców.
Oferowana przez MapSerwis usługa to jednak nie tylko gratka dla kibiców, ale także narzędzie ułatwiające pracę organizatorom. Dzięki dużej dokładności (informacja o położeniu poszczególnych zawodników wysyłana jest z 3-sekundową częstotliwością, a jej dokładność to 5–10 metrów) umożliwia automatyczne tworzenie listy z wynikami, daje informację o tym, czy któryś z uczestników nie ma problemów, np. nie zgubił się na trasie, a także czy nie łamie regulaminu, np. poprzez skrócenie sobie dystansu.
Zbędny organizator
Mniej osób potrzebnych jest też do obsługi całej imprezy. W przypadku maratonów kolarskich czy górskich biegów długodystansowych ich uczestnicy na trasie mają obowiązek potwierdzić swą obecność co najmniej w kilku miejscach – tzw. punktach kontrolnych. Jeśli tego nie zrobią – zostaną zdyskwalifikowani. Do obsadzenia takich punktów potrzeba jednak kogoś z grona organizatorów, kto będzie spisywał numery startowe zawodników oraz godziny ich dotarcia w dane miejsce. Tymczasem dzięki usłudze firmy MapSerwis taki punkt kontrolny można obsadzić wirtualną załogą. Kiedy któryś ze sportowców zjawi się w jego okolicach, system automatycznie zarejestruje jego obecność.
Koszt usługi obejmujący dostarczenie i montaż nadajników GPS, stworzenie serwisu internetowego poświęconego wydarzeniu oraz wygenerowanie tzw. tracka, czyli pliku, który zawodnicy mogą wgrać do swoich podręcznych urządzeń nawigacyjnych, a które potem pełnią rolę autopilota, to 50 zł od każdego uczestnika.
Programy motywujące do treningu
W ostatnich latach lawinowo rośnie liczba firm, które oferują usługi z pogranicza sportu oraz cyfrowych technologii. Dla szukających motywacji do treningu interesującą opcją mogą być programy takie jak Endomondo czy Strava. Oba oprócz funkcji typowego rekordera, który zapisuje podstawowe parametry, jak prędkość czy pokonany dystans, pozwalają także pochwalić się efektami odbytych ćwiczeń przed znajomymi za pośrednictwem mediów społecznościowych. Dla niejednego kilka lajków na Facebooku w odpowiedzi na to, że właśnie zakończył 6-km przebieżkę, stanowi silny bodziec do jeszcze intensywniejszych ćwiczeń. Jeśli jednak taka motywacja to zbyt mało, to do ćwiczeń może zachęci personalny trener, którego najłatwiej znaleźć właśnie przez internet. Taka osoba będzie ćwiczyć wspólnie z nami, udzieli cennych wskazówek oraz pomoże stosować odpowiednią dietę.
Cyfrowa technologia to także bardziej widowiskowe ujęcia podczas filmowych relacji ze sportowych wydarzeń. Amerykańska firma GoPro ma w swojej ofercie mikrokamery, które montuje się np. na przedniej masce rajdowego samochodu bądź pod rowerowym siodełkiem. Daje to wgląd na to, co dzieje się wewnątrz kabiny rajdowego bolidu czy też w środku kolarskiego peletonu. To wszystko może odbywać się na żywo, a widzowie mogą obserwować dane wydarzenie m.in. za pomocą bezpośredniej transmisji internetowej udostępnionej w ramach usługi You Tube Live.
Wymuszone fair play
Dokonujący się postęp to także uczciwszy przebieg sportowej rywalizacji i możliwość sprawdzenia, czy sportowcy stosują się do obowiązujących zasad. Kiedy wiosną francuski kolarz Arnaud Démare jako pierwszy przeciął linię mety jednego z najważniejszych wyścigów kolarskich na świecie – Mediolan–San Remo jego rowerowy komputer automatycznie załadował do internetu dane na temat prędkości i tętna, jakie kolarz miał podczas całego wyścigu. Wkrótce po zejściu z podium jedna z drużyn zgłosiła protest, kwestionując uczciwość Démare. Kilku innych zawodników podobno widziało jak Francuz, który wcześniej w wyniku upadku został daleko w tyle, gonił peleton nie o własnych siłach, ale trzymając się swojego samochodu technicznego. Anomalia co do prędkości jazdy zdawał się potwierdzać plik z zapisem jego jazdy (który krótko po tym został przez kolarza usunięty z internetu). Ostatecznie sędziowie zdecydowali się nie odbierać Francuzowi zwycięstwa, tłumacząc, że wskazania prezentowane w pliku nie stanowią 100-proc. dowodu potwierdzającego oszustwo. Niesmak jednak pozostał.
Podobny, choć tylko chwilowy skandal wybuchł pod koniec lutego tego roku, kiedy świat obiegła wiadomość o pierwszym w historii zimowym zdobyciu himalajskiego szczytu Nanga Parbat. Wspinacze podczas szturmu mieli ze sobą nadajnik GPS, który jednak w którymś momencie przestał wyświetlać ich aktualną pozycję. Miał być to rzekomy dowód na to, że himalaiści góry jednak nie zdobyli. Wątpliwości udało się rozwiać dopiero po zejściu z wierzchołka, kiedy historyczny wyczyn potwierdzono zdjęciami zrobionymi ze szczytu.
Wymienione przypadki pokazują, że satelitarna technologia GPS w połączeniu z internetem coraz mocniej ingeruje w nasze życie, a podczas zawodów sportowych czy innych zmagań nie pozostawia uczestnikom nawet chwili intymności. Dziś są śledzeni na każdym kroku, a kibice mogą się dowiedzieć o nich niemal wszystkiego. O spokoju, jaki podczas przygotowań na Syberii miał słynny filmowy bokser Rocky Balboa, mogą już raczej na zawsze zapomnieć.

Udostępnij wpis:

Zapisz się na Newsletter

Bądź na bieżąco ze wszystkimi artykułami, tematami i wydarzeniami.

PROJEKT CHARYTATYWNY GLORIA VICTISspot_img

Popularne

Podobne
Podobne

CH Osowa stawia na sztukę 

Centrum Handlowe Osowa, znane w Trójmieście z cyklicznie organizowanych...

Pieniądze z unijnego Programu FEnIKS trafią do samorządowych instytucji

Wsparcie dla nowoczesnej infrastruktury kulturalnej, projektowanie oferty włączającej lokalne...

Stosunek Polaków do zabytków innych kultur

Zdecydowana większość Polaków chce, aby dziedzictwo innych kultur traktować...

Startuje projekt Visegrad Jazz Exchange

Fundacja JAZZ PO POLSKU, wraz z partnerami z krajów...